Za tekst odpowiada Miłosz Wieczór, nihilistyczny scjentysta z programem pozytywnym, miłośnik twórczości Prousta.
Gdyby prześledzić dzieje tendencji antyintelektualnych w obrębie cywilizacji zachodniej, można dość szybko dojść do wniosku, że ktoś wykręcił nam niesmaczny dowcip.
Musi bowiem nawet pobieżnego obserwatora uderzyć częstość, z jaką wielki intelekt zwraca się przeciwko sobie samemu; id est, jak popularnym zjawiskiem jest przesyt wiedzy i wynikające z niego szeroko pojęte odrzucenie wartości rozumowych. Tezę wspierają zresztą postaci doprawdy znakomite: wielki Blaise P., który poprzez intelektualny skądinąd sceptycyzm głosił konieczność szukania dla myślącej trzciny sztywnego oparcia w wierze; podobnie Søren K. i jego skok do wiary, wykonywany zawsze poza rozumem. Friedrich N., który sławił w swoich pismach zdrowe, pierwotne instynkty ludzkości, i zafascynowani jego rozpoznaniami dadaiści spod znaku futuryzmu, jak choćby Aleksander W., młodzieniec podówczas już starannie wykształcony i doskonale oczytany. Z czasów jeszcze odrobinę nam bliższych – barwny świat paryskiej bohemy z Cortàzarowskiej Gry w klasy; a to jedynie pobieżny wybór. Skąd ta przypadłość; co takiego siedzi w europejskim intelektualiście, że prędzej czy później dochodzi do hipertrofii, staje naprzeciw samego siebie po drugiej stronie barykady – jak w lustrze?
W poszukiwaniu poszlak zapraszam Czytelnika do zejścia w głąb Historii; dobre dwadzieścia kilka wieków minęło od czasów, gdy cywilizacji naszej wyrastały pierwsze nogi. Z wielu nóg dwie wydają się szczególnie silne i nośne: ich imiona? – oczywista: Jezus i Sokrates.
Może zaskakiwać pewne podobieństwo dwóch życiorysów, na których Zachód budował od zawsze swoje poczucie tożsamości: niskie pochodzenie, nauczanie w gronie oddanych uczniów, owiane legendą zabójstwo (powiedzą niektórzy: samobójstwo, i ciężko powiedzieć, czy w obu przypadkach istotnie rozminą się w ten sposób z prawdą), poglądy i nauki spisane wiele lat po śmierci przez najbliższych popleczników, wystąpienie przeciwko uświęconemu porządkowi, przeciwko cielesności, rzeczywistości empirycznej etc. O ile jednak podobieństwa mogą tłumaczyć dalekosiężny wpływ na historię, o tyle za istotne uznać trzeba to, co różni: stosunek do świata.
Wizja Sokratesa, choć introspektywna, a więc i nakierowana na człowieka, zakłada rządy bezosobowego, wewnętrznie koniecznego Rozumu w „kosmosie ludzkim”, postuluje człowieka racjonalnego, wprowadza wartości absolutne – Dobro, Cnotę, Prawdę – zrównując je z intelektem i mądrością. Zupełnie inaczej wygląda na tym tle Fall Jesu: moralność utożsamia się nagle z niedosiężnym Jahwe, a rozum ludzki niewiele ma do powiedzenia wobec prawd objawionych. Człowiek chrześcijaństwa nie dostąpi zbawienia poprzez rozważanie prawd, przez dialektyczne budowanie spójnego, niesprzecznego światopoglądu; istotą jego ziemskiej misji jest zawierzenie Bogu, jest więc ta istota bycia z gruntu irracjonalna. Później w chrystianizmie wykształciły się, i owszem, nurty racjonalizujące, w szczególności scholastyka i wypływający z jej metody tomizm; te jednak o wiele bardziej stanowiły pokłosie ówczesnej dominacji myśli Arystotelesa niźli oryginalnego ducha nauk Jezusowych.
Jeśli wrócimy teraz do początku rozważań i spróbujemy zrozumieć, w jaki sposób te dwie postawy połączono w jedną mentalność – mentalność człowieka Zachodu – widać wyraźnie, że z czasem coraz silniej zarysowywała się między nimi skrajna opozycja. Wprowadzając dodatkowe rozróżnienie, które odwołuje się do immanentnych cech natury ludzkiej – kto wie, może na ich podstawie dałoby się w prowizoryczny sposób zdefiniować człowieczeństwo? – stoimy na nodze Pragnienia i nodze Ciekawości.
Pragnienie, reprezentowane przez stronnictwo Jezusa, reprezentuje tu wrodzony, irracjonalny popęd, który odczuwamy czasem bezpostaciowo, czasem poprzez rozmaite sublimacje: artystyczne, materialistyczne, seksualne i inne. Ciekawość natomiast, sokratejska Ciekawość Świata, która pobudza rozum i próbuje do ostatecznej konsekwencji posunąć odpowiedzi na najdurniejsze nawet pytania, wbrew pozorom jest popędem innej natury – wyrasta z racjonalnego, czyli logiczno-matematycznego, postrzegania świata. I tak samo silnie domaga się zaspokojenia, choć nie u wszystkich naturalnie dochodzi do głosu.
Na czym polega więc błąd, o którym mowa we wstępie? Otóż utożsamiamy od zawsze Pragnienie z Ciekawością, licząc, że zaspokojenie tej drugiej uciszy pierwsze. Gdy mimo wysiłków niczego takiego nie obserwujemy – następuje negacja wartości Ciekawości w ogóle, a w efekcie zachwianie „ludzkich” proporcji między fides a ratio.
Banałem byłoby teraz – tytułem taniej rekapitulacji – uznać w człowieku istotę sprzeczną. Sprzeczność siedzi w nas, bo od stuleci nasze nogi rozjeżdżają się w przeciwne strony, aż zaczynają trzeszczeć szwy i boleć ścięgna. Tym niemniej próby usunięcia jej skazane są nie tyle na porażkę, co na uproszczenia; rzeczywistość ludzka nie jest ani logiczna, ani zupełnie chaotyczna, jest szarawą interpolacją wizji dwóch brodatych facetów sprzed dwudziestu z górą wieków. Nie powinien nas tedy dziwić zresztą współczesny nihilizm. Więcej nawet, przymus i jednoczesna niemożliwość nihilizmu, enfant terrible tego duetu; jednoczesny wewnętrzny imperatyw wierzenia i kwestionowania, zachowywania i burzenia wartości to coś, co musi doprowadzić osobowość do rozdwojenia (u mniej wrażliwych) albo i kolapsu (u co bardziej konsekwentnych); natomiast marzenia o trzeciej nodze do wspólnego cywilizacyjnego stołu wydają się na tę chwilę cokolwiek odległe.
A jak tymczasem odnaleźć się „pomiędzy”? Uniwersalna recepta nie może istnieć, kto zaś twierdzi inaczej, zwyczajnie kłamie: tym niemniej kłamać będzie wielu, i to w jak najlepszej wierze. Autor może co najwyżej skromnie wtrącić swoje trzy grosze: w rzadkich chwilach świadomości wyższej – wiedz, że to poszukiwanie równowagi jest właściwą treścią życia; na co dzień – po prostu poszukuj, drogi Czytelniku. I ostrożnie szafuj wyższą świadomością.
Grafika: Kamil Frąckiewicz (Instagram: @szklanymozg)
Miłosz Wieczór (ur. 1991) – Nihilistyczny scjentysta z programem pozytywnym. Od czasu lektury Prousta uważa, że życie „jest spoko”, o co zresztą nieustannie kłóci się sam ze sobą. Aktualnie mieszka i pracuje w Barcelonie, gdzie poza modelowaniem układów biologicznych uczy się odróżniać kastylijski od katalońskiego.