Za tekst odpowiada Miłosz Wieczór, nihilistyczny scjentysta z programem pozytywnym, miłośnik twórczości Prousta.
Być może ukryty jest niejeden absurd w samym fakcie, że nihiliści w ogóle piszą książki. Emil Cioran – zwolennik nieistnienia, który mimo to istniał – zapisuje aforyzmami trzysta stron eseju „O niedogodności narodzin”, by wyrazić swą niechęć do słów: o co tu właściwie chodzi?
Cóż, z pewnością nie o ścisłość i precyzję analitycznego skalpela filozofii. Myśl filozoficzna najsłynniejszego bodaj z rumuńskich emigrantów, który połowę swego długiego życia spędził w Paryżu i większość książek napisał (znakomitą zresztą) francuszczyzną, ma w zasadzie sprzeczność za swą podstawę. Nie uchybia to jej jednak w niczym ani też nie dziwi, gdy wziąć pod uwagę, że myśl ta wynika w pierwszym rzędzie z intuicyjnej kontestacji rzeczywistości, nawet nie poszczególnych jej aspektów, ale rzeczywistości tout court; i gdy w pewnym momencie sam autor trafnie zauważa, że „wszelkie «nie» wyłania się z krwi” – rozumiemy, że ciężko byłoby od krwi domagać się wewnętrznej niesprzeczności.
Jednak wobec filozofii bazującej na negacji uzasadnione będzie chyba postawienie cokolwiek wyższej poprzeczki. Jak zauważył Camus: „intelektualiście łatwiej powiedzieć «nie» niż «tak»” – i jeśli „nie” ma być znaczące, winno nieść w sobie cząstkę geniuszu, autentyzmu, odkrycia: nihilizm musi być wymagający, by nie stał się zbyt łatwy.
Nie sposób, naturalnie, doszukać się geniuszu we wszystkich aforyzmach zebranych w „O niedogodności…”. Czytelnika, jak zawsze w przypadku formy aforystycznej, czeka ciężka praca uważnego wyszukiwania perełek: pojedynczych zdań, które w niewielkiej objętości zawarły coś na kształt ułamka prawdy. Wiele zatem w tej książce sformułowań trywialnych czy osobistych; zdarzą się jednak i takie, które pozostaną w nas na dłużej, uporczywie drążąc tunele gdzieś pod sklepieniem czaszki.
Bo jest Cioran u siebie przede wszystkim szczery. Widzimy tedy człowieka przeszło sześćdziesięcioletniego, który gorzkimi refleksjami opatruje swą postępującą starość (choć czeka go jeszcze – o czym wiedzieć nie może – dwadzieścia z górką lat życia) i tęskni: bynajmniej nie do młodości (to dwudziestoparoletniemu Emilowi rzecze matka znamienne słowa: „gdybym wiedziała, że będziesz tak nieszczęśliwy, wybrałabym aborcję”), a do… lat poprzedzających własne narodziny. To bowiem jedna z głównych tez cioranowskiego nihilizmu: niebyt, nieświadomość są ojczyzną, a bycie – i podążająca za nim świadomość – to obszar naszego wygnania. Życie to jedynie niemiły epizod istnienia, „dewiacja i obolałość bytu”, jak na schulzowską poniekąd modłę konstatuje autor. Życie – co gorsza – nieuświadomione i samoświadome, rozeznane w rozmaitych złudach, jakimi karmi nas świat.
A ten uwielbia nabierać nas na pozory. Wspomnienia Emila, który jako młody i popularny filozof dał się niezauważenie porwać uwodzicielskiej sile faszyzmu, znajdują odbicie w sentencjach krytycznych wobec wszelkiego zaangażowania we współczesność. Zresztą do podobnych wniosków prowadzi Ciorana analiza historii: jakikolwiek wysiłek rewolucjonistów i postępowców nie ma większego sensu, świat naprawdę nie zmienia się, a ambicja jego „naprawiaczy” jest wyłącznie ich złudzeniem. Człowiekowi szczeremu wobec siebie pozostaje „wybór między zaniechaniem a wyrzutem” – alternatywa tyleż niemiła, co prawdziwa.
Nie znaczy to jednak, że potrafimy, więcej: że powinniśmy ustrzec się przed złudzeniami. Wręcz przeciwnie: aforyzmy autora niejednokrotnie krążą wokół tęsknoty za naiwnością, prostotą myśli uderzającej prawdą w ludowym truizmie, wokół ciekawości Tajemnicy – jednak nie tej ludzkiej, Tajemnica ma u Ciorana już więcej wspólnego z nicością mędrców Wschodu; zresztą podobnie jak jego Bóg, z którym pojedynkuje się mimo niewiary w jego istnienie.
To wszystko pozwala domyślać się bliższego związku filozofa ze światem niż moglibyśmy się spodziewać. Dostrzega on całą urodę jego złożoności, rehabilituje i przetwarza niemalże w cnoty sprawy pozornie przegrane – samotność, ból, jałowość, porażkę, zniewolenie; odsłaniając przed nami perwersyjną rozkosz wątpienia, daje klucz do swojej największej zagadki. Albowiem na dnie tego pesymizmu musiała tlić się miłość do życia – jak inaczej wyjaśnić fakt, że propagator filozoficznego samobójstwa umiera mając lat osiemdziesiąt i trzy?
Należałoby o tym drobiazgu pamiętać, brnąc przez kolejne strony, na których nie odnajdziemy ni jednej sentencji nie nasuwającej na myśl cyniczno-sarkastycznego uśmiechu autora. Skala negacji może przytłaczać niedoświadczonych, może też jednak nauczyć dystansu do pobieżnych, popularnych wartościowań i otworzyć na nowe systemy światopoglądowe. I choć nie sposób nie myśleć o specyficznej autoironii, gdy pisze Cioran, że „sarkazm pozwala ledwie zamaskować własne rany, w najlepszym wypadku – obrzydzenie”, to w szaleństwie, którym wydaje się na pierwszy rzut oka „O niedogodności…”, być może jest metoda. Zresztą – sprawdźcie sami, moi drodzy, jeśli niestraszna wam nicość. Nawet jeśli książka, o której pisałem – podobnie jak rzeczywistość – naprawdę nie istnieje.
Miłosz Wieczór (ur. 1991) – Nihilistyczny scjentysta z programem pozytywnym. Od czasu lektury Prousta uważa, że życie „jest spoko”, o co zresztą nieustannie kłóci się sam ze sobą. Aktualnie mieszka i pracuje w Barcelonie, gdzie poza modelowaniem układów biologicznych uczy się odróżniać kastylijski od katalońskiego.