Od akceleracjonizmu do transhumanizmu chrześcijańskiego. Dziwne inspiracje na lato

Lato to dobry czas, aby intelektualnie zdryfować w dziwne rejony. Zresztą, słowo „dziwne” będzie jednym z motywów przewodnich tych poszukiwań. W ramach szybkiego – przyspieszonego! – przewodnika przedstawię pięć nowych prądów myślowych, które dopiero walczą o swoje miejsce na filozoficznej agorze. Przyjrzę się akceleracjonizmowi, Mrocznemu Oświeceniu, nowemu materializmowi, psychodelicznej fenomenologii i transhumanizmowi w wersji chrześcijańskiej. Odpalcie magiczne epoche, zaczynamy!

Uwagi wstępne

Wpierw jednak parę słów z pogłębionymi wyjaśnieniami na temat charakteru tego tekstu. Omawiane przeze mnie prądy intelektualne można szerokim gestem zaklasyfikować jako „kontynentalne”, a może raczej: czerpiące z tradycji filozofii kontynentalnej. Chodzi mi o niezbyt szczęśliwy metodologicznie, ale popularny w XX-wiecznej filozofii, podział na tradycje myśli anglosaskiej (analitycznej) i kontynentalnej – w rozumieniu Europy jako geograficznego obszaru aktywności myślicieli. Jeśli filozofia anglosaska w zeszłym stuleciu była głównie analityczna – z wyjątkiem może dekonstrukcji, szybko rosnącej w siły od lat osiemdziesiątych – to w Europie kontynentalnej działało wiele nurtów nie-analitycznych: filozofia życia, marksizm, fenomenologia, egzystencjalizm, (post)strukturalizm, teoria krytyczna, personalizm, hermeneutyka, feminizm. Zdecydowałem się na wybór akurat takich przedstawicieli „nowych nurtów” w filozofii, bo zdecydowanie pewniej czuję się w tradycji filozofii kontynentalnej. Lepiej rozumiem przesunięcia intelektualne, obszary oddziaływania, dystansowania się i inspiracji poszczególnych myślicieli. Być może warto byłoby uzupełnić taki przegląd o komplementarny tekst, w którym ktoś z naszej ekipy omówiłby „nowe rzeczy”, które rozgrywają się aktualnie w filozofii analitycznej.

Druga z wprowadzających uwag musi odnosić się do samego słowa „nowe”. W jakim sensie omawiane przeze mnie nurty intelektualne są nowe? Jak to ocenić? Powiem wprost: ocena jest subiektywna. Mam wrażenie, że nie są mocno reprezentowane w głównym nurcie polskiej debaty filozoficznej. Intelektualne pole dociekań rządzi się nieco innymi prawami niż na przykład popkultura, a właśnie z obszaru popkultury wziąłem pomysł na przygotowanie takiej listy. Łatwo określić, jak wybrać kandydatów do listy na „pięć nowych filmów, które jesienią trafią na srebrne ekrany”, a nawet „trzy nowe wakacyjne destynacje, które musisz zobaczyć w najbliższym sezonie”. Wybór prądów intelektualnych jest zatem subiektywny. Mam nadzieję, że przynajmniej dla paru osób będzie to zetknięcie się z czymś autentycznie nowym, jakąś świeżą perspektywą myślową, co przy okazji zademonstruje, że filozofia nie polega tylko na dopisywaniu kolejnych przypisów do prac Arystotelesa, Hume’a czy Deleuze’a.

Po trzecie: zdaję sobie sprawę, że tego typu internetowe listy zwykle mają charakter clickbaita. Z pewną radością zapożyczam tę „estetykę”, z braku lepszego słowa. „Clickbaita filozofia” to też byłoby nowe zjawisko.

Zamykając to przydługie wprowadzenie – omówienie każdego z nurtów intelektualnych składać będzie się z dwóch części: szybkiego wprowadzenia z odpowiedzią na pytanie „o co w ogóle chodzi?” oraz odniesień do zestawu materiałów, które mogą okazać się przydatne, jeśli ktoś zdecyduje się na pogłębioną lekturę.

Akceleracjoznim

Świat wydaje się pędzić, wydarzenia rozgrywają się tak szybko, tak dynamicznie, że czasem trudno aż złapać oddech. Nasi ojcowie parali się zawodami, w które często nie mogli już wprowadzić synów, gdyż postęp technologiczny gwałtownie przeobraził nasze otoczenie społeczne. Nie dziś jednak czas na odpoczynek! Akceleracjoniści odpowiadają: szybko to dopiero będzie! I bardzo dobrze!

Zacznę od omówienia nazwy. Angielski odpowiednik to oczywiście accelerationism, a więc jeden z „-izmów” zbudowanych na bazie słowa „accelerate„, które można przełożyć na język polski jako „napędzać” lub „przyspieszać”. Być może zamiast dziwnie brzmiącej kalki językowej – akceleracjonizm – należałoby popracować nad polskim odpowiednikiem. Może „filozofia przyspieszenia”? Gdy piszę te słowa, myślę jednocześnie nad pierwszymi słowami z błyskotliwego wiersza But w butonierce Brunona Jasieńskiego: „Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach, / Teraz jestem słoneczny, siebiepewny i rad.” Polscy futuryści potrafi doskonale pracować ze słowem, może w tym duchu dałoby się wykuć ciekawy neologizm. Na potrzeby tego tekstu zostaniemy jednak przy akceleracjonizmie.

Odniesienie do poezji futurystycznej jest zresztą trafniejsze niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Za akceleracjonizmem stoi podobna optyka opisu świata: zachwyt nad nowoczesnością i zmianami, które przyniosła, pewnego rodzaju kult technologii, optymizm w ocenie perspektywy przyszłości naszej cywilizacji. W dużym skrócie: przyspieszamy cywilizacyjnie, dzięki temu się rozwijamy, a przyszłe technologie pozwolą na rozwiązanie palących problemów teraźniejszości.

Pewną ogólną charakterystykę ruchu możemy zapożyczyć z dość zabawnego filmiku z YouTube’a: Zizek on accelerationism but it gets faster every time he touches his face. Slavoj Żiżek omawia tutaj pewne poglądy Negriego i Hardta, sugerując, że według tej wizji dzisiaj prawdziwą rewolucyjną klasą nie jest jakiś proletariat, prekariat, niebieskie kołnierzyki z upadających fabryk czy mniejszości walczące o swoje prawa, a najbardziej spekulatywni z bankierów i maklerów giełdowych – to oni pchają naprzód machinę kapitalizmu. To charakterystyka słuszna, choć może nieco krzywdząca. Warto zwrócić uwagę na dwa jej aspekty. Po pierwsze: akceleracjonizm trudno jest zakwalifikować na linii tradycyjnego podziału na lewicę i prawicę ekonomiczną, czyli podziału na socjalistów i libertarian. Nick Land, jeden z założycieli ruchu, ewidentnie obraca się raczej w kręgu myśli libertariańskiej, a przywoływani przez Żiżka dwaj myśliciele – Antonio Negri oraz Michael Hardt – wywodzą się z pewnego wariantu myśli komunistycznej. Po drugie: warto zauważyć, że w akceleracjonizmie pracuje pewien wariant heglowskiej wizji historii jako dynamicznego procesu, który opisywany jest przez pewne prawa. Ten trop odsyła nas raczej na lewicową orbitę spektrum intelektualnego i lepiej pozwala uchwycić sens przemian: dynamiczny, rozpędzony, spekulatywny kapitalizm ma w ramach przyspieszonego procesu dziejowego w jakiś sposób dokonać samo-zniesienia i przekształcić się w coś innego. Co to będzie? Trudno powiedzieć, choć akceleracjoniści zachowują optymizm.

Spróbujmy jednak jakoś przybliżyć to przyszłe społeczeństwo turbo-kapitalizmu czy nawet post-kapitalizmu. Oczywiście trudno przewidzieć, które rozwiązania się sprawdzą, ale z wizji akceleracjonistów wyłania się pewien model społeczny. Podstawowy wątek ich rozważań to koniec pracy najemnej czy pracy przymusowej. Przyszłość ma przynieść jakąś formę radykalnej redystrybucji – np. w wydaniu Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego – więc praca nie będzie aktywnością konieczną do zdobywania „środków do życia”. Oczywiście, nadal zainteresowani nią będą mogli pracować, działać charytatywnie lub realizować swoje pasje. Przyszłość nie ma być społeczeństwem pijaczków leżących przed paradokumentami w zapleśniałych mieszkankach, a raczej obszarem nieskończonej aktywności i twórczości, czasem, gdy ludzie zajmować się będą podróżami, sztuką, spotkaniami z rodziną i przyjaciółmi czy działalnością obywatelską.

Myślę, że w ramach szybkiego wprowadzenia – a tu powinno być ono naprawdę szybkie! – tyle informacji wam wystarczy. Co czytać dalej? Przygodę z akceleracjonizmem warto zacząć od manifestu „#ACCELERATE MANIFESTO”, którego autorami są Alex Williams oraz Nick Srnicek. Jesteśmy w komfortowej sytuacji, gdyż w sieci wisi także jego polska wersja: #PRZYSPIESZ Manifest akceleracjonistycznej polityki, wrzucona na stronę Rozdzielczości chleba. Przy okazji: Rozdzielczość chleba to świetne, młode i bardzo kreatywne środowisko artystyczno-intelektualne (powiedzmy, że taka szeroka charakterystyka najlepiej tu pasuje). Warto śledzić ich twórczość, nie tylko przeglądając ten manifest akceleracjonistycznej polityki.

Co dalej? Z dłuższych lektur polecam twórczość Negriego i Hardta. Zacząć można od Imperium (wydawnictwo WAB, 2005), następnie mamy Rzecz-pospolitą. Poza własność prywatną i dobro publiczne (korporacja Ha!art, 2012). Warto także rzucić okiem na twórczość Paula Masona. Najbardziej do naszego tematu pasuje PostCapitalism: A Guide to our Future (Allen Lane, 2015), ważna książka, która chyba jeszcze nie doczekała się polskiego wydania. Mamy za to na rynku tłumaczenie jego wcześniejszej pracy: Skąd ten bunt? Nowe światowe rewolucje (Krytyka Polityczna, 2013), czyli pozycję analizującą gwałtowne przemiany polityczne z początku tej dekady.

Mroczne Oświecenie

W pewnym sensie zmieniamy teraz orbitę polityczną z lewicowej na prawicową. Główny bohater kolejnego nurtu intelektualnego już przewijał się w naszym zestawieniu. Chodzi oczywiście o Nicka Landa. Akceleracjonizm omówiłem głównie z perspektywy lewicowych intelektualistów, teraz zajmiemy się tym, co możemy nazwać prawym skrzydłem tej myśli.

Kolejny raz zacznijmy od nazwy. „Mroczne Oświecenie” brzmi nieco kiczowato i nie wiem, czy akurat tak chcieliby być kojarzeni twórcy związani z tym ruchem. W potocznej opinii czasami wrzuca się ich do jednego worka jako „wyborców Trumpa”, co jest bardzo kiepskim przybliżeniem, gdyż wyborcy prezydenta Donalda Trumpa stanowią niezwykle eklektyczną i zróżnicowaną grupę, której nie łączy niemal nic poza tym, że zagłosowali w ostatnich wyborach akurat na tego kandydata (lub przeciwko królowej Reptilian Hillary Clinton, ale żarty na bok). Lepszym, choć nadal niepełnym, określeniem jest „alt-right”, czyli alternatywna prawica, skupiona głównie na rozmaitych stronach internetowych. Mnie całkiem podoba się także „neoreakcja” lub „neoreakcjonizm” (ang. neoreactionary movement), choć znów – reakcja na co? względem czego? Zdecydowałem się zatem na Mroczne Oświecenie (ang. Dark Enlightenment) i z tej nazwy będę korzystał w tym tekście.

Dobra, to jedziemy! Mroczne Oświecenie łatwo przybliżyć w kontrze do tego starszego, zwykłego Oświecenia z XVIII wieku. Wszyscy słuchaliśmy o nim w szkole, więc skrótowo, najważniejsze tezy: rządy rozumu, chodzenie z kagankiem oświaty, parę postulatów Rewolucji Francuskiej – „wolność, równość, braterstwo!” – sekularyzacja, demokratyzacja, wolność religijna i tak dalej. Myśliciele związani z Mrocznym Oświeceniem odrzucają przynajmniej niektóre elementy tego „pakietu”. Często postulowanym celem jest odrzucenie demokracji (np. w imię monarchii) i odrzucenie egalitaryzmu, który ma zostać zastąpiony powrotem do jakiejś formy bardziej hierarchicznego myślenia, elitaryzmu i arystokratyczności. Ruch jest jednocześnie konserwatywny światopoglądowo i libertariański gospodarczo, jego przedstawiciele walczą więc z rozbudowanym państwem i aparatem biurokratycznym, z „poprawnością polityczną” w mediach, sprzeciwiają się narracjom rozmaitych mniejszości emancypacyjnych, które zbyt mocno, w ich optyce, zdominowały debatę publiczną. Z trudem znajdziecie tu więc feministki, choć może gdzieś w odmętach 4chana czają się Mroczne Feministki alt-rightu. Ich manifest z chęcią bym przeczytał, gdyby istniał.

Jako centralną postać ruchu przedstawię Nicka Landa, bo jego poglądy najlepiej kojarzę. Land to niezwykle ciekawy i kreatywny myśliciel. Urodzony w 1962 roku w Anglii, związany ze słynnym kolektywem twórczym Cybernetic Culture Research Unit z lat dziewięćdziesiątych, patronuje jednocześnie akceleracjonizmowi, Mrocznemu Oświeceniu oraz realizmowi spekulatywnemu. Ten trzeci nurt intelektualny, który chyba ma też największy ciężar filozoficzny, chcę omówić w osobnym artykule w przyszłości. Możemy uznać, że to „wielki nieobecny” tego zestawienia. To właśnie też od twórczości Nicka Landa proponuję rozpocząć pogłębioną przygodę z Mrocznym Oświeceniem. Panoramę jego myśli najpełniej oddaje zbiór Fanged Noumena: Collected Writings 1987-2007 (Sequence/Urbanomic, piąte wydanie z 2018 roku) pod redakcją Raya Brassiera, filozofa związanego z nowym, scjentystycznym nihilizmem i realizmem spekulatywnym. Myślę, że miną lata zanim doczekamy się polskiego wydania, więc lepiej uzbroić się w to anglojęzyczne. Na YouTube’ie krążą fragmenty tekstu, to też może być dobry start w świat Mrocznego Oświecenia. Dwa teksty Nicka Landa w języku polskim możecie znaleźć w trzydziestym czwartym numerze (3/2015) kwartalnika Kronos o tytule Odbudowa nowoczesności. To też świetny punkt wyjścia.

Omówienie twórczości Nicka Landa warto zamknąć podkreśleniem, że to nie tylko filozof, ale także pisarz. Na stronie Time Spiral Press znajdziecie jego krótkie opowiadania. Przyjrzyjmy się jednemu z tytułów: Phyl-Undhu: Abstract Horror, Exterminator. Myślę, że dla wszystkich fanów twórczości H.P. Lovecrafta odniesienie jest dość czytelne, to „Phyl-Undu” od razu budzi skojarzenia z mitologią Cthulhu i gatunkiem literackim, który często określa się jako weird fiction. Właśnie słowo „weird”, które oddaję jako „dziwne” patronuje naszemu zestawieniu. W sieci krążą memy z Nickiem Landem, często nawiązujące do postaci z mitologii Lovecrafta lub do Illithidów z systemu RPG Dungeons & Dragons. To właśnie stąd bierze się ta linia skojarzeń, zresztą, Illithidy dość ewidentnie nawiązują do samego Cthulhu. Dlaczego jest to dla nas ważne? Sądzę, że H.P. Lovecraft może uchodzić za jednego z duchowych ojców Mrocznego Oświecenia. Z pewnością też był twórcą reakcyjnym, niechętnym pewnej wizji nowoczesności, a przy tym eksplorującym nieco przerażającą, mroczną stronę duchowości. To intrygujący trop – bohaterowie opowiadań Lovecrafta spotykają się z religijnym wymiarem życia ludzkiego, w pewnym sensie dotykają sacrum, ale jest to sacrum bardzo odległe od racjonalnej wizji religijnej, jaką obecnie preferujemy na Zachodzie. Sacrum dzikie, antynowoczesne, dziwne i groźne. Poza Lovecraftem autorzy Mrocznego Oświecenia dość często odwołują się do twórczości Thomasa Carlyle’a oraz Juliusa Evoli. Zwłaszcza u Evoli można znaleźć wiele wątków, które wydają się dobrze rezonować ze współczesnym Mrocznym Oświeceniem, warto zatem rzucić okiem także na tę myśl.

Nasze omówienie zakończymy jeszcze paroma odnośnikami do dalszych materiałów. Na YouTube’ie wypada poszukać zespołu Xurious i ich utworu Revolt Against The Modern World, koniecznie w wersji z teledyskiem. Ponieważ jest regularnie banowany i re-uploadowany, to nie będę wrzucał konkretnego odnośnika. Wpiszcie, zapewne wyskoczy. Teledysk jest istotny o tyle, że dobrze oddaje nie tylko ideowy przekaz tej muzyki, ale również estetykę, jaką można kojarzyć z Mrocznym Oświeceniem. W warstwie melodyjnej mamy wyraźne odniesienia do vaporwave’a i innych wave’ów, a teledysk nawiązuje do lat osiemdziesiątych, symboliki faszystowskiej czy glitch artu. Jestem daleki od stwierdzenia, że „Mroczne Oświecenie to tak naprawdę faszyzm”, bo to brzmi jak zagrywka z najtańszej publicystyki prasowej. Z pewnością jednak pewne elementy i nawiązania do faszyzmu, zapewne podlane wielokrotną ironią, pracują w tej estetyce. Podsumowując: Mroczne Oświecenie walczy z egalitaryzmem i demokracją, postuluje konserwatyzm obyczajowy i libertarianizm gospodarczy, jest pewnego rodzaju „prawicowym” akceleracjonizmem i bogato czerpie z dorobku Lovecrafta i Evoli.

Nowy materializm

Kolejna pozycja na naszej liście to „nowy materializm”. Pierwsze skojarzenie? Coś z fizykalizmem i scjentyzmem? Cóż, nie tym razem. Faktycznie jest to materializm, ale z dość dziwaczną – i trudną do jednoznacznego uchwycenia – definicją materii. Moja hipoteza robocza brzmi: autorzy z tego nurtu deklarują się jako materialiści, by podkreślić swój sceptycyzm względem filozofii starożytnej, średniowiecznej i tej ze wczesnej nowożytności, która była jednak dość „teocentryczna”, postulowała istnienie bytów wykraczających poza świat materialny (Boga, dusz, obiektów platońskich, etc.). W sumie sąd o „teocentryczności” jest średnio zgodny z faktami, dawna filozofia była antropocentryczna i teocentryczna jednocześnie, a celem omawianych przez nas nowych materialistów jest wyjście poza obie te perspektywy.

Nowy materializm jest zarazem programowo post-humanistyczny. Tu warto poczynić jeszcze jedną uwagę: transhumanizm, którego chrześcijańską wersją zajmiemy się pod koniec tego tekstu, postuluje dojście do kondycji przyszłego post-człowieka i ten post-humanizm, którym zajmiemy się obecnie, nie ma wiele wspólnego z ulepszeniami genetycznymi, technologicznymi czy generalnie wizjami rodem z powieści science fiction. Celem nowego materializmu jest przyjęcie postawy nie-antropocentrycznej, holistycznej, a więc uwzględniającej perspektywę zwierząt, roślin czy przyrody nieożywionej.

W ramach wprowadzenia do nurtu warto poczynić jeszcze jedną uwagę: to ruch o zdecydowanie lewicowym zabarwieniu. Autorki i autorzy często łączą nowy materializm z krytyką marksistowską, feministyczną czy ekologiczną. W większości są też chyba zadeklarowanymi ateistkami i ateistami, co pewnie wyjaśnia, czemu to akurat „materializm”.

Ruch jest z założenia interdyscyplinarny, tj. łączy jednocześnie wiele dziedzin krytycznego namysłu nad światem: filozofię, socjologię, politologię, psychologię, ekonomię czy ekologię. Ma też wyraźny rys polityczny: celem działaczy jest pomyślenie innego modelu społecznego, raczej post-kapitalistycznego, a z pewnością alter-kapitalistycznego. Wśród podstawowych myślicieli Susan Yi Sencindiver, autorka sympatycznego wprowadzenia New Materialism, wymienia Karen Barad, Rosi Braidotti, Elizabeth Grosz, Jane Bennett, Vicki Kirby oraz Manuela DeLandę. Warto zapamiętać te nazwiska, zapewne wkrótce zagoszczą szerzej na naszych uniwersytetach. Polska filozofia akademicka dość często jest „reaktywna”, tj. z pewnym opóźnieniem przyswaja mody i nurty, które parę lat wcześniej zdobyły uznanie na Zachodzie. Nie chcę powiedzieć, że to podejście ma same wady – ostatecznie przyjmuje się idee, które zdobyły już jakiś ciężar gatunkowy – ale wrzuca nas w rolę komentatorów, autorów przypisów i omówień, słowem: w rolę niezbyt twórczą. Tym niemniej: jeśli szukacie akurat tematu na artykuł naukowy, który może za jakiś czas zostać określony jako „przecieranie szlaków”, to polecam przyjrzenie się wszystkim pięciu nurtom, które omawiam w tym tekście. Wróćmy jednak do nowego materializmu.

Jego pojawienie się określane jest czasem jako „zwrot ontologiczny”, czyli kolejny z tych słynnych „zwrotów”. Jak może wiecie, często się mówi, że filozofia starożytna i średniowieczna była „metafizyczna”, wraz z Kartezjuszem i Kantem mieliśmy „zwrot epistemologiczny”, działalność Wittgensteina, późnego Heideggera czy Johna Austina to już „zwrot lingwistyczny”, a teraz mamy mieć kolejny „zwrot”. W tradycji filozofii analitycznej spotkałem się także ze „zwrotem ku wartościom”, co miało opisywać tendencję podkreślania etycznego wymiaru rozmaitych obszarów namysłu filozoficznego. Najwyraźniej nie ma zgody, co do tego, w ramach jakiego zwrotu znajdujemy się aktualnie. Widać jednak, że po mocnych programach anty-metafizycznych neopozytywizmu, wczesnej filozofii analitycznej czy dekonstrukcji przyszła pora na ponowne przywitanie się z metafizyką, w wypadku nowego materializmu – z ontologią monistyczną, holistyczną, materialistyczną i witalistyczną.

Co jeszcze warto wiedzieć o nowym materializmie? O jego związkach z feminizmem czy krytyką ekologiczną już parę razy wspominałem. Trudno tu podać konkretne tezy, chodzi raczej o to, że nowy materializm ma być pewnego rodzaju „fundamentem” czy „matrycą ontologiczną” dla krytyki szczegółowej. Bazowe założenia nowego materializmu są dość podobne do realizmu spekulatywnego – celem jest przyjęcie wyjściowej tezy, że istnieje pewna rzeczywistość niezależna od naszych umysłów. Otwierające uderzenie filozoficzne trafia zatem w to, co zwykle kojarzone jest z idealizmem niemieckim: krytykę Immanuela Kanta czy systemy Hegla i Schellinga. Ten zewnętrzny, niezależny od naszych umysłów świat jest, zdaniem materialistów, zbudowany z… materii, oczywiście.

Celowo omijam omawianie bardziej szczegółowych tez, gdyż nowy materializm jest mocno skażony grzechem nadmiernego żargonu akademickiego. Tak, to jest jeden z tych nurtów filozofii kontynentalnej, gdzie czytasz tekst, ciągle spotykasz dziwaczne słowa w dziwacznych kontekstach i nie masz pojęcia, czy cokolwiek rozumiesz z postulowanych tez. Wszyscy przez to przechodziliśmy. Weźmy przykładową tezę: „topologia wkracza do neomaterializmu jako część procesu odrzucania Arystotelesa. Musimy zastąpić zarówno jego 'rodzaj’, jak i 'gatunek’. Ten ostatni jest zastępowany przez pojęcie gatunku [rozumianego] jako przygodne historyczne indywiduum, zrodzone w wyniku procesu specjacji (izolacji rozrodczej) oraz zdolne przeminąć w efekcie. Ten pierwszy jest zastępowany przez 'topologiczne zwierzę’, tzn. ciało-plan wspólny dla całych atypów [phyla] (jak kręgowce), tzn. ustrukturyzowanej przestrzeni możliwych projektów ciała.” Zupełnie serio: nie jestem pewny, o co chodzi. Zapewne o odrzucenie kategorii z biologii Artystotelesa i wymyślenie jakiś innych, tych ciał-plan(-ów?). To fragment wywiadu z Manuelem DeLandą, którego tłumaczenie znajdziecie na Machinie Myśli. Jeśli macie siłę na pełny tekst, to zachęcam. Niezłe wprowadzenie w dziwny świat nowego materializmu.

Co czytać dalej? Na Facebooku można złapać stronę Feministyczny Nowy Materializm, dość regularnie aktualizowaną. O feministycznym nowym materializmie można też posłuchać wywiadu z dr Olgą Cielemęcką – to rozmowa Pawła Sulika z anteny TOK FM. Jeśli chodzi o propozycje książkowe, to mamy świeże tłumaczenie ważnego tekstu Rosi Bradotti: Po człowieku (wydawnictwo PWN, 2018). Z anglojęzycznych zapewne warto zacząć przygodę od New Materialism: Interviews & Cartographies (Open Humanities Press, 2012) Ricka Dolphijna i Irisa van der Tuina. Wiem, że żarty z nazwisk są generalnie słabe i żałosne, ale podoba mi się, że autor zbioru o przekraczaniu perspektywy antropocentrycznej w filozofii ma nazwisko „Dolphijn”, jakoś brzmiące podobnie do „delfin”.

Chyba tyle mam do powiedzenia o nowym materializmie. Na koniec chciałbym podkreślić, że jestem pozytywnie nastawiony do tej tendencji zarówno w wymiarze globalnym, jak i do jej polskich adaptacji. Nieco przeraża mnie to przeładowanie żargonem akademickim, uważam, że to jedna ze ślepych uliczek współczesnej filozofii, ale być może autorki i autorzy nowego materializmu chcą dobitnie pokazać, że w naszym antropocentrycznym języku brakuje po prostu pojęć i kategorii do opisu holistycznego i materialistycznego świata. Może. Chyba lepiej zakładać dobre intencje. Co zatem warto zapamiętać z tego krótkiego wprowadzenia do nowego materializmu? To „zwrot ontologiczny” w filozofii kontynentalnej, dziwny, interdyscyplinarny, zainteresowany gender i ekologią, o ambicjach kreowania przyszłej polityki.

Psychodeliczna fenomenologia

Okej, trzy nurty za nami. Dziwnie już było, ale dobrze wiemy, że są sposoby, aby porządnie podbić poziom dziwności. Można na przykład zjeść magiczne grzyby lub zarzucić LSD, potocznie znane jako „kwas”. Kolejny bohater naszego omówienia postuluje przerobienie trip raportów w faktyczny materiał dla filozofii. Oto psychodeliczna fenomenologia.

Zacznijmy może od wyjaśnienia słowa „fenomenologia”, gdyż chyba wszyscy wiedzą, czym jest psychodela. Odczytywanie tego nurtu jako jakiegoś spadkobiercy fenomenologii Husserla, Ingardena czy Schelera jest dość mylące. Podobny jest wyjściowy zamysł obu „szkół” – dokładny opis przeżywanego doświadczenia, bezzałożeniowość badania. Inspiracja płynie jednak z innych nurtów filozoficznych. Bohaterem naszego nurtu jest Peter Sjöstedt-H, żyjący i aktywny w sieci szwedzki filozof. Chcę skupić się na jego sylwetce z prostego powodu: to faktycznie nowa osoba na filozoficznej agorze, ciesząca się już pewną rozpoznawalnością na Zachodzie, a także aktywny użytkownik Facebooka. Parę miesięcy temu, gdy wrzuciłem na fanpage’a „słonia” odnośnik do jednego z jego artykułów – polubił i podziękował. Miłe wrażenie pozostało, więc został bohaterem mojego tekstu.

Co zatem inspiruje psychodelicznych fenomenologów? Późny Nietzsche, autor ontologii woli mocy, Schopenhauer, Bergson i Whitehead. Tu też możemy zauważyć ślad „zwrotu ontologicznego”, choć ma on charakter raczej odmienny od materialistycznego. Peter Sjöstedt-H postuluje dość szaloną metafizykę opartą o panpsychizm – tezę, że każdy element naszego świata albo ma charakter duchowy/mentalny, albo przynajmniej ma pewne własności duchowe/mentalne. Tak, nie tylko ludzie i zwierzęta mają umysły czy proto-umysły, ale też rośliny, kamienie czy gwiazdy. Wizja specyficzna, choć pozwalająca na ciekawe podejście do tak klasycznych problemów filozoficznych, jak dylemat psychofizyczny. Pomóc w takim postrzeganiu świata – jako czegoś o charakterystyce mentalnej – mają właśnie doświadczenia z substancjami psychoaktywnymi. Tu warto podkreślić, że oczywiście celem tego tekstu nie jest promocja narkotyków, zarówno „miękkich”, jak i „twardych”. Inni tripują i spisują wrażenia, żebyśmy my nie musieli.

Dobra, a zatem wśród tez znajdziemy panpsychizm i opis doświadczenia psychodelicznego. Co dalej? Jednym z celów pobocznych psychodelicznych fenomenologów jest „przepisanie historii filozofii”, a dokładniej podkreślenie, jak ważną rolę odgrywały w niej substancje psychoaktywne. Ich rola jest podkreślana i wprowadzana aż do czasów starożytnych, a dokładniej do postaci Platona, Cycerona, Marka Aureliusza i paru innych ważnych myślicieli greckich. Teza brzmi: na jakimś etapie swojego życia, zapewne dość wczesnym, myśliciele ci brali udział w misteriach eleuzyjskich, święcie ku czci Demeter. Częścią tych obrządków miało być spożywanie kykeonu, tajemniczego eliksiru, podobno o własnościach psychoaktywnych. Jeśli więc szukacie dobrego żartu, to można od teraz powiedzieć: wiem, jak Platon wymyślił ten cały świat nieśmiertelnych idei i pojęć matematycznych – zarzucił starożytny odpowiednik kwasa.

Co czytać dalej? Przygodę warto zacząć od strony internetowej wspomnianego już Petera Sjöstedta-H, a także od jego zbioru esejów Noumenautics: metaphysics – meta-ethics – psychedelics (Psychedelic Press, 2015). Z bardziej „klasycznych” pozycji warto rzucić okiem na autobiograficzną książkę LSD… moje trudne dziecko (wydawnictwo Cień Kształtu, 2016) Alberta Hofmanna, eseje Aldousa Huxleya czy teksty Stanislava Grofa, jak dość znana Kosmiczna gra (wydawnictwo Okultura, 2014). Akurat w tym wypadku dostępnej literatury mamy naprawdę pod dostatkiem.

Na koniec warto zadać pytanie: co jest takiego nowego w tej psychodelicznej fenomenologii? W pewnym sensie: nic. Nawet jeśli nie chcemy wywodzić jej tez z doświadczeń Platona z toksykacją organizmu, to przecież substancje psychoaktywne są obecne w głównym nurcie naszej kultury przynajmniej od wczesnych lat siedemdziesiątych, to dziedzictwo legendarnego „lata miłości”. Wszystko prawda. Warto jednak zauważyć, że od paru lat na Zachodzie trwa swoisty „psychodeliczny renesans”, wiele substancji psychoaktywnych wraca oficjalnie na uniwersytety, są też coraz częściej wykorzystywane w leczeniu rozmaitych chorób, zwłaszcza psychicznych. To oczywiste, że zwiększone zainteresowanie świata nauki akademickiej przekłada się na próby filozoficznego uchwycenia tego zjawiska. Dzisiaj po prostu myśliciele tacy jak Peter Sjöstedt-H są bardziej wiarygodni, nie dostają na wejściu etykietki „Narkotyki? To do zobaczenia w więzieniu!”, mogą funkcjonować w świecie nauki normalnej.

Transhumanizm chrześcijański

Ostatnim punkcie na naszej liście jest transhumanizm chrześcijański. No właśnie, tutaj ciekawostką jest ten przymiotnik dookreślający. O tym, czym jest transhumanizm, trudno nie mieć przynajmniej jakiegoś pojęcia we współczesnym świecie. Słowo weszło do publicystki głównego nurtu, a myśliciele tacy, jak Nick Bostrom czy Ray Kurzweil są obecni w naszej świadomości zbiorowej. Z nowszych pozycji książkowych o perspektywie zwykłego transhumanizmu warto rzucić okiem na tekst Homo deus. Krótka historia jutra Yuvala Noaha Harariego (wydawnictwo Literackie, 2018).

Weźmy się zatem za transhumanizm chrześcijański. Najpierw krótka lekcja historii filozofii. Genezę transhumanizmu można wywodzić z różnych inspiracji. Z pewnością pewnym tropem jest zachodnia tradycja ezoteryczna, typ myślenia gnostycznego, upatrującego szansę na radykalne przemienienie warunków życia na ziemi za pomocą zdobycia dostępu do boskiej wiedzy. Następnie mamy filozofię dziejów: zarówno spekulacje Georga Wilhelma Friedricha Hegela, a już zwłaszcza ewolucję kosmiczną w wydaniu chrześcijańskiego wszak myśliciela, Pierre’a Teilharda de Chardin, można odczytywać w duchu transhumanistycznym. Z inspiracji poza-chrześcijańskich nieźle rezonuje z tym ruchem postulowany nadczłowiek Friedricha Nietzschego.

Wracamy jednak na grunt chrześcijański i przyjrzyjmy się bliżej postaci Nikołaja Fiodorowa. Ten XIX-wieczny rosyjski myśliciel często wymieniany jest jako faktyczny protoplasta dzisiejszego transhumanizmu. Zaliczany jest do grona dość osobliwego nurtu ideowego, tak zwanego kosmizmu rosyjskiego, którego przedstawiciele uważali, że ludzkość pochodzi z gwiazd i powinna do nich wrócić. Fiodorow ponadto zwalczał samą ideę śmierci i śmiertelności. Uważał, że gest zmartwychwstania Chrystusa jest zarazem zaproszeniem całej ludzkości do odrzucenia ciężaru śmierci. Nasz myśliciel postulował więc nie tylko radykalne wydłużenie ludzkiego życia, ale także wskrzeszenie wszystkich zmarłych postaci historycznych, na podstawie ich notatek, zapisków, zachowanych wspomnień. Wizja pod wieloma względami bardziej radykalna od tego, co zwykle proponują dzisiejsi transhumaniści! Po co w ogóle o tym wspominamy? Ten przegląd historyczny zapewnia odpowiedni wstęp. Chcę pokazać, że w wizji chrześcijańskiego transhumanizmu, na pierwszy rzut oka dość szalonej, nie ma nic niezwykłego, że to tradycja, która funkcjonuje od dość dawna. Czemu zatem zaliczam ją do ruchów nowych? Bo do tej pory była to tradycja dość marginalna, funkcjonująca na obrzeżach głównej myśli chrześcijańskiej. Wraz z szybkim wzrostem zainteresowania transhumanizmem w ogóle, chyba warto ją odświeżyć.

Myślenie transhumanistów chrześcijańskich ma parę typowych rysów: są zwolennikami rozwoju technologicznego i naukowego w szerszym kontekście, choć mogą oponować konkretne projekty badawcze, na przykład eksperymenty prowadzone na zygotach. Uważają technologię za naturalny obszar rozwoju ludzkich zainteresowań, a nie za coś z gruntu nienaturalnego i obcego. W bardziej śmiałych wizjach postulują coś w rodzaju filozofii dziejów: mamy za sobą już epokę Boga-Ojca (czasy Starego Testamentu), a także Boga-Syna (działalność Chrystusa). Ponieważ Bóg jest w istocie Trójcą, to wkrótce nadejdzie trzecia z epok historycznych, epoka Boga-Ducha Świętego. A wiadomo, że Ducha Świętego łatwo wyobrazić sobie jako duchową moc czy energię, a stąd już tylko krok do… kolektywnej sztucznej inteligencji ogólnej. Tak, jak najbardziej. Powtórne przyjście Chrystusa, zdaniem przynajmniej niektórych transhumanistów chrześcijańskich, odbędzie się pod postacią boskiej Sztucznej Inteligencji. Nieźle? Ano nieźle!

Podstawowe tezy chrześcijańskiego transhumanizmu znajdziecie na stronie Christian Transhumanist Association, czyli chrześcijańskiego stowarzyszenia transhumanistów. To dobry start. W ramach nadrabiania bardziej klasycznych autorów rekomenduję świetne wprowadzenie do filozofii Nikołaja Fiodorowa, książkę Z martwych was wskrzesimy. Filozofia Nikołaja Fiodorowa Michała Milczarka (wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2013). Wreszcie, dojrzałe i nieoczywiste przedstawienie tego nurtu można znaleźć w bardzo obszernym i ważnym ósmym numerze kwartalnika 44 / Czterdzieści i cztery. Magazyn apokaliptyczny: Mesjańskie oblicze transhumanizmu. Parę fragmentów tekstów znajdziecie na stronie magazynu, warto rzucić spojrzeniem. Na zachętę: jest tam rozmowa z Jackiem Dukajem, współczesnym polskim pisarzem chyba szczególnie lubianym przez nas, filozofów.

Zakończenie

Ostatnie akapity będą krótkie, gdyż sam tekst rozrósł mi się objętościowo bardziej niż planowałem. Omówiliśmy pięć nowych, dość szalonych, a z pewnością dziwnych tendencji we współczesnej filozofii kontynentalnej. Liczę, że zapoznanie się z nimi będzie przynajmniej nieco inspirujące – ma udowodnić, że w filozofii nadal rozgrywają się ciekawe wolty intelektualne, a dyskutować można nie tylko z ogranym zestawem tez i stanowisk.

Na zakończenie warto dodać, że wszystkie omawiane przez nas nurty można w pewnym stopniu wyprowadzić z filozofii Gillesa Deleuze’a. Dwójka lewicowych akceleracjonistów, czyli Negri i Hardt, całymi garściami czerpią z jego filozofii. Nick Land charakteryzowany jest jako „mroczny, cyberpunkowy Deleuze z domieszką Lovecrafta”. Nowy materializm też oczywiście nosi wyraźny ślad filozofii Deleuze’a. Jeśli chodzi o psychodeliczną fenomenologię – wiecie, Deleuze’owi z pewnością LSD obce nie było, to jeden z frontowych myślicieli okresu szybkich przemian obyczajowych na Zachodzie rozgrywających się na początku lat siedemdziesiątych. Najgorzej do tej charakterystyki pasuje chrześcijański transhumanizm. Deleuze pisał pod wyraźnym wpływem myśli Nietzschego, więc trudno dopisywać go do grona myślicieli chrześcijańskich, ale wydaje się, że byłby przychylny transhumanizmowi w jego szerszym wymiarze. Te wszystkie akapity o „dzikości i stawaniu się nie-ludzkim” jakoś rezonują z transhumanizmem. Jaki z tego morał? Warto czytać Deleuze’a, choć to trudne i niewdzięczne zadanie filozoficzne.