Kilka kilobajtów z „Pamięci zewnętrznej” Radosława Jurczaka

Za tekst odpowiada Michał Pranke, poeta, autor tomu b (Łódź 2015).

Plik tekstowy zawierający mój ulubiony wiersz Radosława Jurczaka ma rozmiar 84 bajtów, a na dysku twardym, ze względu na ustawienia minimalnego rozmiaru klastra, zajmuje 4 kilobajty. Skoro zaś na 1 kilobajt składają się 1024 bajty, proporcja (84:4096) wskazuje, że wiersz jest około 50 razy mniejszy. Komu na co takie zabawy z twardymi faktami? Rzecz w tym, że stosunek wiersza jako takiego do dowolnego nośnika (w większej części niezapisana kartka, większość ekranu nie będąca wierszem, ściana i mural będąca bardziej ścianą niż wierszem, i tak dalej aż do znudzenia) zawsze rysuje się na korzyść tego drugiego. Ale jaka to korzyść, skoro najzwyczajniejszy głos, który jest falą, powoduje zaburzenie ośrodka?

A o zaburzanie ośrodka przecież tu chodzi, o aktywną kontestację zastanego, o bunt. Jeśli główną osią, wokół której obraca się książka Jurczaka – przy czym uważam za wielce zasadne mówić właśnie o osi, nie linii („wzdłuż której coś robi coś innego”), zresztą nie tylko w odniesieniu do Pamięci zewnętrznej a większej części otaczającego nas zewnętrza – jeśli więc główną osią, wokół której obraca się książka Jurczaka jest wciąż jeszcze dyskutowane „zaangażowanie”, a właściwie polityczność będąca po prostu kolejnym stopniem życia po fizjologii, psychologii i odnajdywaniu się w małych społecznościach, to pozostaje ona w zgodzie z tym, co na całe szczęście bywa intuicją, a co wyrażał też słusznie przypominany ostatnimi czasy Hans Magnus Enzensberger:

Trzeba zadać sobie pytanie, czy możliwy byłby wiersz, który byłby wierszem wyłącznie politycznym. Przypuszczalnie zabiłby go jego propagandowy charakter. Myślę […], iż poezja polityczna chybia celu, jeśli kieruje się ku niemu bezpośrednio. Polityka powinna wślizgiwać się w szczeliny między słowami, za plecami autora, sama. Nasz tekst potwierdza tę zasadę. Nie staje po stronie tej czy innej frakcji. To coś, o czym mówi, przesącza się tak samo przez rozłamy w partiach i przez granice, jak radioaktywne izotopy, które rozprzestrzeniają się w atmosferze[1].

Pamięć zewnętrzna w swojej najważniejszej części przedstawia właśnie taki model politycznego wymiaru wiersza, chociaż, jak trafnie zauważał Robert Rybicki:

[Jurczak] z reguły chwyta się za stream „dyskursów“ popularnych w obecnej kulturze akademickiej („#introduction_to_cognitive_science”, „#kolonializm”, „Europa”, „#państwo_islamskie”, „#ekologiczny”) o lewicowym zabarwieniu, takowym nastawieniu, w wersji soft lub pop (poplewica? popakademizm?), i trochę w tej poezji jest czegoś, co określaliśmy w załodze punkowej mianem „lizania dupci”, w tym wypadku: „tematowi”.

Być może jednak w związku z zawężającymi narracjami medialnymi, spośród których te firmujące się jako „prawicowe” są najbardziej agresywne i w swoim reakcjonizmie otwarcie niebezpieczne, zaistniało pilne zapotrzebowanie na co nieco poplewicy? Czy jednak możemy tu mówić o popie? Bez względu na nieukrywane przeze mnie przekonania polityczne, na chwilę nie stając po stronie tej czy innej frakcji, mogę wyobrazić sobie argument przeciw Pamięci zewnętrznej – czy pop-fachowość języka tych wierszy, czy posługiwanie się językiem dyskursów dostępnych i zrozumiałych dla raczej wąskich grup potencjalnych odbiorców, nie skutkuje aby czasem wzmocnieniem nieznośnej ekskluzywności liryki, dalszym zawężeniem grona czytelników? Nie wiem. A być może, jeśli faktycznie jest to realizacja zapotrzebowania na lewicową, czyli z gruntu akademicką, myślicielską dawkę popu, to służy ona przesileniu tego, o czym pisał choćby Świetlicki w Muzyce środka?

Jakiej pogody ducha, moi mili, trzeba
aby napisać o cierpieniu zwierząt
lub dzieci? Jakiej pogody, moi mili, trzeba
żeby opiewać prostym, zrozumiałym
w każdym języku paradoksem to,
co opisały już wszystkie gazety
na pierwszych stronach? I z jakiego trzeba
być materiału? Bo przecież na pewno
nie z krwi, żółci i kości?

Nie ma
pogody, jest
w gardle pięść. Są
zimne poty[2].

Powyższe wraca w różnych, nie wierszowych formach właściwie za każdym razem, ilekroć w ogóle podejmowana zostaje kategoria polityczności wierszy, niesłusznie skompromitowana przez homonimiczne skojarzenie z medialną realizacją polityki, a wraca nie inaczej niż jako tabu. Wiadomo natomiast, że „prawomocność” tabu tłumaczy się zazwyczaj nie inaczej niż poprzez odwołanie do argumentu pozorującego argument etyczny, to znaczy: „tak nie można/nie wolno/nie powinno się; tak jest źle”. Problem tabuizowania polityki oraz odpowiedniości form wyrazu/protestu z nią związanych dla Jurczaka w większej mierze chyba jednak po prostu nie istnieje, bo Jurczak nie musi już wyważać drzwi otwartych przez innych. Wątpliwość dotyczy tu czegoś innego – czy Jurczak niezamierzenie nie staje się nazbyt kampowy, podczas gdy z uśmiechem czyta 18 elegii dla Aylana Kurdiego? Czy nie narzuca się tu rozumienie ironii nie jako tropu (odchylenia od znaczenia), ale jako utraty kontroli nad językiem, którego chociaż kontrolować się nie da, to próbują tego wszyscy, a autor niezamierzenie poddaje się? W ten sposób, chociaż inną ścieżką, z łatwością może powracać sugestia widoczna w przypomnianym wcześniej wierszu Świetlickiego.

Na koniec krótkiej serii pytań i wątpliwości odnośnie do Pamięci zewnętrznej nieśmiało odsyłam do uwag Krzysztofa Sztafy, Anny Mochalskiej, Mai Staśko i Jakuba Skurtysa, dostępnych w internecie (a więc blisko). Zainteresowani przeczytają tam między innymi co nieco o pokoleniowości, wspólnotowości, podmiotowości i pozorowanym na obsesyjne, trzeźwym powracaniu topowych artefaktów lirycznych takich jak „ekran” czy „dłoń”, dzięki któremu to zapętlaniu przestaje się zwracać uwagę na, osobiście mnie nie przekonujące, otwarte sięganie do aluzji i cytatów (zarówno fraz, jak i całych struktur wierszowych) wziętych od swoich prawie że rówieśników (Tomasz Pułka, Maciej Taranek, konsola Nintendo) i powodujących czasami trochę nieznośne déjà vu. Przede wszystkim zaś śmiało odsyłam do książki Jurczaka, na zachętę prezentując niezaznajomionym jego znakomity wiersz:

Handmade (1)

Pszczoły wyginęły Z białej tektury
kwiaty
(wieszamy na gałęziach)

Miód, jak to się czasem mówi, miód.

Przypisy

[1] H. M. Enzensberger, Wiersze wybrane. Jak powstawał pewien wiersz, Warszawa 1986, s. 90.
[2] M. Świetlicki, Muzyka środka, [w:] tegoż, Wiersze, Kraków 2011, s. 421.

Michał Pranke – Poeta, autor tomu b (Łódź 2015). Mieszka w Toruniu.


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: