Co cyberpunk mówi o późnym kapitalizmie?

Pomysł na ten tekst mam przynajmniej od paru miesięcy, a zbliżająca się szybkimi krokami premiera gry Cyberpunk 2077 sprawia, że wydaje mi się to dobry temat do poruszenia akurat teraz, w tym momencie w dziejach polskiej kultury. Może, jak to czasem mawiają ekonomiści, przypływ uniesie wszystkie łodzie, a ten tekst popłynie na fali popularności gry wideo. Dzisiaj zatem zajmiemy się estetyką podgatunku science ficition, jakim jest cyberpunk, postmodernizmem oraz teorią późnego kapitalizmu.

Postmodernizm

Zacznijmy od książki. Frederic Jameson, krytyk literacki, teoretyk kultury i zadeklarowany marksista, opublikował prawie trzydzieści lat temu monografię o nazwie Postmodernizm, czyli logika kulturowa późnego kapitalizmu. Ma to być jedna z tych kluczowych książek, które pozwalają zrozumieć, czym jest postmodernizm. A że to dziwaczne słowo zafascynowało mnie już w liceum, to dość szybko „łyknąłem” dzieło Jamesona. Powiem tak: moje rozumienie tego, czym jest postmodernizm, raczej uległo poprawie niż pogorszeniu, ale książka jest trudna, momentami mętna, może nawet nieczytelna, wiele uwagi poświęca zagadnieniom, które dla zrozumienia postmodernizmu wydają mi się drugorzędne.

Jak ktoś chce zrozumieć postmodernizm to lepiej, moim zdaniem, przeczytać Kondycję ponowoczesną Jeana-Françoisa Lyotarda, jakąś późną książkę Zygmunta Baumana – dobrze sprawdzą się w tej roli na przykład 44 listy ze świata płynnej nowoczesności – albo programowy manifest z dziedziny architektury, czyli Uczyć się od Las Vegas. Zapomniana symbolika formy architektonicznej, za który odpowiadają kolejno Robert Venturi, Denise Scott Brown i Steven Izenour. To tak w ramach rekomendacji literackich. Wróćmy jednak do Postmodernizmu Jamesona. Książka jest długa, ale fragment, do którego chcę się odnieść, trafił na pierwszą stronę wstępu (choć do przypisu), więc większość odbiorców pewnie dała radę jakoś do niego dobrnąć. Brzmi on tak:

Mogę tu tylko wyrazić żal, że w niniejszej książce nie znalazł się rozdział o cyberpunku, który od chwili swoich narodzin dla wielu z nas jest najdoskonalszym literackim wyrazem jeśli nie samego postmodernizmu, to na pewno późnego kapitalizmu.

Przypis odnosi się do cytatu z powieści Mona Liza Turbo Williama Gibsona. Uwaga wydaje się istotna. Sam autor opracowania o literackich i ekonomicznych uwikłaniach postmodernizmu twierdzi, że najlepszym przybliżeniem tej problematyki jest zbadanie zjawiska cyberpunku. Trudno powiedzieć, czemu takiej próby nie podjął samemu, może nie polubił Blade Runnera. W kolejnych fragmentach tego tekstu przyjrzymy się dokładniej, czym jest cyberpunk i poszukamy odpowiedzi na pytanie, o co chodzi z późnym kapitalizmem. Na razie wróćmy jeszcze na chwilę do tematyki postmodernizmu.

Postmodernizm ma być epoką historyczną i kulturową, która nastąpiła po okresie modernizmu. Tu od razu napotykamy problem z pojęciami z teorii literatury, bo w tym kontekście zamiennie używa się słów „modernizm” i „nowoczesność”, może także „nowożytność”. Warto jednak zaznaczyć, że słowo „modernizm” w teorii literackiej bywa używane jako synonim okresu „Młodej Polski” (i analogicznych innych, młodych krajów, „Młodych Niemiec”, etc.) – mówię teraz o epoce literackiej, która ma, przynajmniej według polskiej teorii literatury, oddzielać pozytywizm i okres międzywojenny. O ten modernizm tym razem nie chodzi, my mówimy o modernizmie jako o synonimie nowoczesności. Postmodernizm następuje później i niemal tylko tyle znaczy to słowo, bo przedrostek „post-” określa w tym wypadku jedynie relację następowania w czasie, na takiej zasadzie, że środa jest w pewnym sensie post-wtorkiem.

Jednym ze sposobów określenia postmodernizmu znajdziemy w teorii architektury. Nie bez powodu powołałem się już na dzieło Uczyć się od Las Vegas – swoisty manifest nowej, postmodernistycznej architektury, wycelowany i strzelający do pomysłów modernisty, Le Corbusiera. Nowa estetyka postmodernistyczna miała lepiej oddawać żywioł życia i popularne poglądy o tym, jakie budynki są ładne. Koniec więc z prostokątnymi bryłami Le Corbusiera, pora na neony, tłok i blichtr Las Vegas. To nadal niewiele mówi o samym postmodernizmie, może poza tym, że jest on programowo bardziej zbliżony do smaku odbiorcy popularnego, bardziej egalitarny i „ludowy”, choć na sposób miejski i amerykański.

Jean-François Lyotard łączy postmodernizm i zjawisko końca wielkich narracji. Tak się miło złożyło, że musiałem ostatnio scharakteryzować to pojęcie w sposób bardziej ścisły. Oto efekt moich przemyśleń, inspirowany Kondycją ponowoczesną. Lyotard definiuje filozofię jako „dyskurs uprawomocniający status nauki”, czyli jako metanaukę. Przywołuje przykłady historycznych wielkich narracji w filozofii, a konkretnie dialektykę Ducha (system Hegla), hermeneutykę sensu (chodzi zapewne o projekt Heideggera), emancypację podmiotu myślącego (Oświecenie, Kant) lub pracującego (Marks), rozwój bogactwa (Smith). Łatwo dostrzec, że w powyższym wyliczeniu brakuje chyba najważniejszej „wielkiej narracji”, czyli narracji religijnej – politeistycznej, chrześcijańskiej, islamskiej lub innej. Wielka narracja jest tu przeze mnie rozumiana jako każdy model wyjaśnienia „całości rzeczywistości” czy „ogólnego sensu dziejów i losu człowieka”. Stanowisko postmodernistyczne związane jest zatem z nieufnością i niechęcią do wielkich narracji. Tę nieufność napędzają przemiany w polu wiedzy, które szczegółowo omawia Kondycja ponowoczesna. Lyotard wiąże to z nowymi technikami informatycznymi, wczesnym Internetem, mocną specjalizacją dziedzinową oraz istnieniem wielu alternatywnych wyjaśnień w nauce – paradygmatycznym przykładem jest wielość teorii fizycznych, które aspirują do miana teorii unifikującej.

Mamy już zatem za sobą parę przybliżeń postmodernizmu. Dla uzupełnienia dodam, że w filozofii postmodernizm kojarzony jest z takimi pomysłami teoretycznymi, jak dekonstrukcja, teoria krytyczna i postkolonializm – parę zbliżonych ideowo szkół i nurtów, które jakoś wyrastają z (post)strukturalizmu. Dla odmiany, Frederic Jameson łączy zjawiska postmodernizmu i późnego kapitalizmu, może więc pora przyjrzeć się temu drugiemu.

Późny kapitalizm

Zamiennie używa się terminów „późny kapitalizm” oraz „późna faza kapitalizmu”. Jak dowiecie się z Wikipedii, termin ten pojawia się pierwszy raz w pismach Wernera Sombarta, w jego (podobno) monumentalnym dziele Der Moderne Kapitalismus, opublikowanym między rokiem 1902 a 1927. Wygląda więc na to, że już dość wczesny – przynajmniej z naszej perspektywy – system kapitalistyczny bywał charakteryzowany jako „późny”. Określenie lepiej pasuje do opisu świata gospodarczego i politycznego po II Wojnie Światowej i zwykle tak jest używane. Część osób stosuje je do jeszcze późniejszych okresów, wiążąc, dajmy na to, z przemianami społecznymi z końca lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku albo nawet z latami dziewięćdziesiątymi i upadkiem ZSRR.

Frederic Jameson definiuje późny kapitalizm przy pomocy historiozofii marksistowskiej, czyli korzystając z terminów materializmu historycznego. Wizja wygląda tak: dawno temu istniał komunizm pierwotny, jego śladem i pozostałością mają być współczesne społeczności plemienne, niezintegrowane ze światem cywilizacji technicznej. Następnie wyłoniła się gospodarka oparta o pracę niewolników, której wzorcowym przykładem jest Imperium Rzymskie. Później mamy średniowiecze i feudalizm – terminy dobrze obecne w kulturze. Po feudalizmie nastają czasy kapitalizmu i gospodarki wolnorynkowej, a dwa kolejne systemy – to już marksistowska wizja przyszłości – to mają być kolejno socjalizm i komunizm.

Nas jednak nie interesuje tutaj opisanie możliwego systemu ekonomicznego, który ma niby nastąpić po kapitalizmie, a opisanie przemian wewnątrz samego kapitalizmu. Teoria Jamesona ujmuje trzy fazy rozwoju tego systemu: 1) wczesny kapitalizm, 2) kapitalizm państwowy lub imperialny, 3) późny kapitalizm. Wczesny kapitalizm miał obserwować sam Karl Marks – chodzi o system społeczny, który pojawia się gdzieś w XVI wieku, a nabiera rozpędu wraz z rewolucją przemysłową. Druga faza rozwoju kapitalizmu zwykle w tej teorii jest łączona z XIX wiekiem. Wzorem dla imperium jest Imperium Brytyjskie z tej epoki, chodzi o pierwszą fazę globalizacji, wojny opiumowe, politykę kolonialną, które jakoś razem prowadzą do wyłonienia się nowego światowego porządku politycznego i – zdaniem teoretyków marksistowskich – nowej fazy kapitalizmu. Teraz mamy mieć do czynienia z trzecią fazą w rozwoju kapitalizmu, czyli z późnym kapitalizmem. Dla tego systemu ważne byłyby nowsze zjawiska ekonomiczne, jak przesunięcie gospodarki w stronę sektora usług, nowoczesny, zautomatyzowany przemysł, wpływ marketingu i reklamy, w późniejszych latach także takie zjawiska, jak pojawienie się Internetu, cyfryzacja pracy oraz outsourcing.

Frederic Jameson zamiennie używa terminów „późny kapitalizm” i „kapitalizm międzynarodowy”, co ma oddawać fakt, że w nowym świecie zmieniła się relacja władzy. Teraz centrum władzy nie należy już do aparatu państwowego, a wymknęło się na trudne do określenia wody międzynarodowe. Rządzą ponadnarodowe organizacje oraz te legendarne wielkie korporacje. Zdaniem Jamesona postmodernizm jest logiką kulturową późnego kapitalizmu, a więc jest stylem literackim i estetyką, która ma wyrażać i oddać niepokoje tego nowego porządku gospodarczego. To jedna z możliwych definicji postmodernizmu, myślę, że komplementarna z wizją z teorii architektury oraz z pism Lyotarda.

Warto może jeszcze w tym momencie zadać pytanie, czy termin „późny kapitalizm” ma charakter wartościujący. Niekoniecznie. Ma opisywać przejście od kapitalizmu w wersji „wczesnej” do „późnej”. Oczywiście, różni ludzie będą mieli różne intuicje językowe. Ktoś może powiedzieć, że termin „późny” sugeruje, że system ten ma być „bliski końca”, a może już nawet „schyłkowy”. Zapewne część myślicieli marksistowskich, w poczet których należy oczywiście zaliczyć Frederica Jamesona, po cichu ma nadzieję, że kapitalizm skończy się w nieodległej przyszłości. Sądzę jednak, że można traktować pojęcie późnego kapitalizmu tylko opisowo, jako określenie epoki, a nie – normatywnie, twierdząc, że to dobrze (a może źle), że kapitalizm jest późny.

Cyberpunk

Dobre zdefiniowanie tego, czym jest postmodernizm i późny kapitalizm to niełatwe zadanie, mam nadzieję, że ten tekst rozwiewa parę wątpliwości. Cyberpunk to zdecydowanie łatwiejsza pojęcie do przybliżenia. To tak – literaturę możemy dzielić na różne gatunki literackie, zwykle wyróżnia się przy tym podziale fantastykę. Fantastykę zwyczajowo dzieli się na horror, fantasy i science fiction. Nie mam pojęcia, jak wyglądałaby dobra lista, wyliczająca podgatunki sci fi, ale pewnie trafiłyby na nią takie określenia, jak space opera, hard sci fi, post-apokalipsa oraz właśnie cyberpunk.

Jako dzieło założycielskie dla podgatunku cyberpunku zwykle podaje się Neuromancera Williama Gibsona, pierwszą część cyklu, zwanego później Trylogią Ciągu. Tytuł trzeciej część tej trylogii – Mona Liza Turbo – padł już w tym tekście. Z odniesień literackich warto przywołać jeszcze twórczość Philipa K. Dicka. Film Blade Runner, adaptacja jednej z jego powieści, to chyba najsilniejszy mem kulturowy, jaki można kojarzyć z estetyką cyberpunku, choć myślę, że nowa polska gra ma szansę go zdetronizować. Ze świata gier wideo można przywołać jeszcze serię Deus Ex i pewnie dwadzieścia innych tytułów, bo to popularna wizja przyszłości. O co w niej dokładnie chodzi?

Wizje światów o estetyce cyberpunk niemal zawsze – a może po prostu „zawsze” – są dystopijne, to taka brudna przyszłość, połączenie wysokiej, bardzo zaawansowanej technologii oraz wymiaru biedy, podziałów społecznych, gangów, narkotyków i rozpadu tkanki społecznej. Politycznie zwykle mamy do czynienia z zaawansowanym, urynkowionym kapitalizmem, w którym wielkie, anonimowe korporacje de facto przejęły rolę rządów – korporacyjna milicja tłumi, zwykle zresztą brutalnie i krwawo, protesty, które co rusz nawiedzają pełne neonów miasta cyberpunkowych światów.

By jakoś odnieść się do tytułowego pytania – co cyberpunk mówi o późnym kapitalizmie? – można sformułować takie twierdzenie: estetyka ta ma nam pokazać jedną z możliwych dróg rozwoju naszego systemu społecznego i politycznego. Bez wątpienia to wizja mroczna i nieprzyjemna, pomijając może pewne plusy posiadania zaawansowanej technologii, to światy cyberpunku nie wydają się być dobrym miejscem do zamieszkania, zwłaszcza, gdy nie jest się ani młodym, ani bogatym. Czy to jedyna możliwa przyszłość dla naszej cywilizacji? No nie, z pewnością tak nie jest. Media lubują się w kreśleniu apokaliptycznych wizji – i być może faktycznie czeka nas apokalipsa, powiązana ze zmianą klimatyczną – ale na razie żyjemy w najbogatszej i najbezpieczniejszej epoce w dziejach ludzkości. Cyberpunk to jedynie mroczny horyzont, wizja negatywnego scenariusza postępu cywilizacyjnego.

Na koniec może jeszcze parę słów o potencjale filozoficznym cyberpunku. O tym, że kreuje on wyobraźnię polityczną napisałem już parę słów. To także dobry sposób, by jakoś odnieść się do zagadnień wpływu technologii na człowieka, zwłaszcza w kontekście modyfikacji ciała, biotechnologii oraz postępów w badaniach nad sztuczną inteligencję. Wiadomo, że w pytaniu „co to znaczy być człowiekiem?” pobrzmiewa jakaś nutka kiczu i patosu, jest to jednak pytanie ważne, które, jak sądzę, zadają sobie mieszkańcy każdej epoki i kultury. Wreszcie, to szansa na szukanie artystycznego wyrazu dla postmodernizmu w wersji turbo, dla wyostrzenia i radykalizacji trendów, jakie widać we współczesnej kulturze. Bez wątpienia ważna i wartościowa estetyka literacka czy szerzej – kulturowa.

Dodam może jeszcze, w roli uzupełnienia, że nie mam ochoty przed premierą rozstrzygać, czy Cyberpunk 2077 to będzie gra „filozoficzna” czy też „stawiająca ważne pytania”, jak to się często pisze. Zobaczymy. Na razie zachęcam zainteresowanych do nadrobienia literatury na temat postmodernizmu i cyberpunku, którą tu podrzucałem w różnych miejscach i kontekstach, a także do wejścia w bliższy kontakt z jednym z paru dzieł kulturowych, których tytuły przewinęły się przez ten tekst.

Grafika: Obrazek ze słynnego trailera gry Cyberpunk 2077. Prawa autorskie należą oczywiście do CD Projektu, cytujemy na podstawie bliżej nieokreślonego użycia kulturowego, pewnie działając w szarej strefie praw autorskich.