Katolicka bezdziejowość

Za tekst odpowiada Cyprian Kraszewski, filozof, publicysta internetowy i działacz społeczny.

Katolicyzm jest do tego stopnia zrośnięty z kulturą polską, że spora część polskich środowisk konserwatywnych i narodowych w geście odrzucenia katolicyzmu widzi odrzucenie samej polskości, nawet jeśli ich członkowie sami nie są katolikami. Przykład z historii? Roman Dmowski, który był agnostykiem. Katolicyzm ukształtował polskie dzieje, a właściwie bezdzieje. O polskiej bezdziejowości pisali Stanisław Brzozowski i Jan Stachniuk.

Krytyka Brzozowskiego

Stanisław Brzozowski, zainspirowany materializmem historycznym i filozofią życia, prowadził wnikliwe studia nad polską kulturą i psychiką polskiego narodu, ukształtowaną na przestrzeni dziejów. Odrzucał engelsowski materializm dialektyczny, był pod mocnym wpływem Georgesa Sorela i filozofii życia, głównie bergsonowskim intuicjonizmem. Można go uznać za przedstawiciela polskiego syndykalizmu, tylko w odróżnieniu od Sorela prezentował zdecydowanie bardziej narodowy ton myślenia. W tym sorelowskim paradygmacie prowadził badania nad polską kulturą od epoki Romantyzmu po Młodą Polskę, czego efektem jest dzieło Legenda Młodej Polski, pisane w latach 1906-1909. Brzozowski zaczął prace nad tą książką jeszcze w trakcie trwania rewolucji 1905 roku, co niewątpliwie odbiło się na jej kształcie.

Nieodłącznym składnikiem kultury polskiej jest katolicyzm – on więc stanowi ważny punkt w refleksji Brzozowskiego. Legenda Młodej Polski jest krytyką polskiego katolicyzmu, a właściwie pewnej formy tego katolicyzmu – dworkowego, któremu hołduje polska szlachta i rodząca się w realiach zaborczych nowa klasa pasożytnicza – polska burżuazja.

Katolicyzm to idea biernie uczestnicząca w historii – nie tworzy jej, ale dostosowuje się do nowych warunków społecznych. Samo chrześcijaństwo powstało jako religia plebejska; jest ucieleśnieniem resentymentu warstw niewolniczych. Za sprawą Pawła z Tarsu stało się religią uniwersalną. Kościół to wspólnota bezbronnych. Owa wspólnota ludzi łaknących i pragnących sprawiedliwości nie miała zamiaru zmieniać otaczającego ją świata. Dostosowywała się do warunków społeczno-historycznych, biorąc jednocześnie udział w meta-historycznym porządku Kościoła, zastygłego w swoich prawach i dającego obietnicę Królestwa Niebieskiego. Trwałość katolicyzmu polega na tak pojmowanej elastyczności, wspólnotowość na złudzeniu.

Karl Marks, głównie w początkowym okresie swojej działalności naukowej, chociażby w Kwestii żydowskiej, krytykuje spuściznę judeochrześcijańską, obarczając ją za alienację jednostek. Wyzwolenie społeczne upatruje Marks również w wyzwoleniu się spod wpływu religii. Religia pomaga znosić nędzę rzeczywistości. Godzenie się z tą nędzą uniemożliwia rewolucję społeczną. Chrześcijaństwo jest źródłem słabości (co zauważył wcześniej chociażby Jean-Jacques Rousseau w Umowie społecznej), ale też egoizmu zbawienia. Stanisław Brzozowski w Legendzie Młodej Polski pozbawiany jest ortodoksji na tym polu, czyni nawet pewien ukłon w stronę pragmatyzmu. Brzozowski krytykuje katolicyzm po-renesansowy, szlachecki. Właśnie w tym szlacheckim, dworkowym katolicyzmie egoizm zbawienia manifestuje się w wyjątkowo jałowych formach.

Dworkowy katolicyzm – wyniesiony na piedestał przez Henryka Sienkiewicza (znienawidzonego przez Brzozowskiego), a właściwie przez warstwę społeczną, którą ów polski noblista reprezentował – autor Legendy Młodej Polski uważa za fundament polskiego marazmu. Taki katolicyzm jako ideologia grupy usprawiedliwiał zaborcze położenie Polski, wyrzucenie jej z procesu historycznego, żeby nie powiedzieć: wyrzucenie jej na śmietnik historii. Katolicyzm jako formacja społeczna nie rości sobie prawa do kształtowania historii. Katolicyzm dworkowy żeruje na historii, pojmowanej jako rozwój wytwórczości, konsumuje jej zdobycze. Tak pojmowany katolicyzm ma wymiar narodowy, zagościł na stałe w polskiej rodzinie skłonnej do izolacji.

Rodzina hołdująca dworkowemu katolicyzmowi, wpisana w kanon „tradycyjnych wartości” jest w istocie wyalienowana z życia społecznego, stanowi fundament polskiego marazmu. Kieruje się ona krótkowzrocznymi wygodami, partykularyzmem niewykraczającym poza idylle błogiego lenistwa na włościach. Nie ma ona potencjału wytwórczego. Potrzebuje ona pokrzepienia serc, które daje polskiemu dworkowi proza Sienkiewicza. Katolicyzm i narodowa martyrologia ma być usprawiedliwieniem dla bierności życia rodzinnego i postawy konsumenckiej.

Krytyka Stachniuka

Problem zatomizowania polskiego społeczeństwa, w którym katolicyzm stanowi ideologię grupy, rozwija słowianofilski nacjonalista, założyciel „Zadrugi”, Jan Stachniuk w książce Dzieje bez dziejów. Teoria rozwoju wewnętrznego Polski z 1939 roku, nazywając ten stan rzeczy katolicką harmonią socjalną. Przywary narodowe polskiego szlachcica stają się przywarami drobnego chłopa i całego narodu. Stachniuk czerpie z rozważań polskiego socjalisty, zawartych w Legendzie Młodej Polski, rozwija je w duchu stanowczo antykatolickim.

Stachniuk nienawidził katolicyzmu. Odrzucał materializm i analizy klasowe, aby za nędzę i marazm Polaków obwinić katolicyzm. Swoją analizę historyczną rozpoczął od XVI w. Dzieje bez dziejów tak, jak wcześniejszy tekst Brzozowskiego, Legenda Młodej Polski stanowią radykalną krytykę katolicyzmu po-renesansowego, czyli jezuityzmu, który ugruntował się w Polsce za sprawą sojuszu szlachty z duchowieństwem. Protestantyzm, który był bardziej ceniony przez Stachniuka ze względu na prometejski pierwiastek i twórczą, przedsiębiorczą etykę, nie został zaszczepiony na grunt polski, choć Jan Kochanowski i Mikołaj Rey byli protestantami.

Supremacja szlachty i katolicyzmu hamowała w Polsce rozwój gospodarczy. Okres saski przyczynił się do osłabienia państwa polskiego i stworzył specyficzny model indywidualizmu, którego manifestacją było chociażby liberum veto. Indywidualizm szlachecki pozbawiony był prometejskich pierwiastków, był manifestacją aspołecznego egoizmu wegetującego w sielskim krajobrazie polskiej wsi. Stachniuk nazywał ten stan rzeczy recydywą saską.

Właściwa katolickiej harmonii socjalnej jest nad-konsumpcja, w niej upatrywał Stachniuk źródło narodowej nędzy. Konsumpcja góruje nad produkcją, a nawet nad stanem rzeczywistego posiadania. Problem jest jak najbardziej aktualny w czasach gdy, używając nieścisłej i nienaukowej terminologii, tzw. polska klasa średnia pielęgnuje swoje iluzje żyjąc na kredyt, o czym powiem parę słów w dalszej części artykułu.

Próby wyjścia z marazmu

Szlachta jako zdegenerowane, zastygłe w czasie polskie rycerstwo potrzebowała sienkiewiczowskiej prozy, by usprawiedliwić swoje wegetowanie i obżarstwo. Pokrzepiała swoje serca nostalgią za czasami rycerskiego heroizmu albo świetności szlacheckiej samowolki. Sarmackie sentymenty i resentymenty czyniły zdziecinniałym nie tylko szlachtę, ale również nowo rodzącą się i szybko degenerującą polską burżuazję oraz podatne na izolacjonizm polskie rodziny. Powieści Sienkiewicza podtrzymywały mity, które czyniły znośną wegetację w okresie zaborów. Sam Sienkiewicz był osobą bardzo konserwatywną, zachowawczą, pozbawioną romantycznego insurekcjonizmu. Brzozowski nadzieje na wyjście z tego dworkowego stanu ducha wiąże z proletariatem, rzeczywistym wytwórcą, którego zadaniem jest wyzwolenie pracy z pęt kapitałów i zapanowanie nad pochodem historii.

Brzozowski ma za złe artystom Młodej Polski, że nie chcieli oni wpływać na ów pochód historii. Ich bunt przeciwko rzeczywistości kształtującego się kapitalizmu był buntem wyalienowanych jednostek, niezdolnych do kształtowania dziejów. Bunt przeciwko narodowej spiżarni, filisterstwu i zakłamaniu życia dworkowego pogrążył kontestatorów w jeszcze większej samotności. Bunt przeciwko izolowanym rodzinom prowadził do izolacji zbuntowane jednostki. Odrzucenie dworkowych konwenansów nie wykroczyło poza wzruszeniowy nihilizm.

Zrozumieć to zjawisko pomogą nam słowa polskiego marksisty, Kazimierza Kellesa-Krauza, znajomego Brzozowskiego, zmarłego w 1905 roku, czyli przed napisaniem Legendy Młodej Polski: „Nie tu również miejsce na badanie społecznych źródeł mistycyzmu: zauważmy tylko, że ustrój kapitalistyczny sprzyja silnie jego rozkwitowi, ponieważ silnie występuje w nim niemożność jasnego zrozumienia związku odległych i złożonych przyczyn i skutków społecznych oraz zniechęcenie ludzi niezdolnych do krwawej niemal zwierzęcej walki o byt, wstręt do otaczającej teraźniejszości, tęsknota za jakimś nieznanym spokojem i karnością”[1]. Młodopolscy poeci nie chcieli zrozumieć praw rządzących gospodarką i społeczeństwem, uciekali więc do prób estetyzowania pustki, w jaką zabrnęli.

Młodopolscy twórcy kontestowali płytki racjonalizm rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Gardzili filisterstwem. Jednak proponowany przez nich światopogląd prowadził do pogardy życia w ogóle. O ile Romantyzm był próbą zaktywizowania narodu, próbą wtłoczenia w naród, przepojony marazmem i niewolą, heroicznej żywiołowości (o czym świadczy chociażby Oda do młodości młodego Adama Mickiewicza czy Kordian Juliusza Słowackiego), to neoromantyzm doby modernizmu okazał się manifestacją rezygnacji. Rezygnacja ta przejawiała się w afirmowaniu sentymentalizmu, pesymizmu i nihilizmu. Sztuka młodopolska nie miała ambicji wpływania na rozwój historii. Pozbawiona prometejskości i zrozumienia obiektywnych warunków, była „usypiającą kontemplacją” z dozą neurotyzmu.

Nie jest to pełny obraz Młodej Polski, jednak to jest przedstawienie jej ważnego i dominującego aspektu. Wszak znany polski poeta dekadencki, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, napisał pełen heroizmu wiersz poświęcony rewolucji 1905 roku, zaś Stanisław Przybyszewski, głoszący hasło „sztuki dla sztuki”, wedle którego sztuka nie może być kurtyzaną idei, był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej. To jednak nie wystarczało.

Narodowe powstania: listopadowe i styczniowe były próbą przełamania polskiej stagnacji, co zauważa Stachniuk w Dziejach bez dziejów. Społeczeństwo polskie było zmęczone kolejnym przegranym powstaniem, tym razem bardziej klasowym, jednak niepozbawionym narodowo-wyzwoleńczych pragnień – rewolucją 1905 roku. W takiej pesymistycznej atmosferze tworzył Stanisław Brzozowski Legendę Młodej Polski. Narodowa Demokracja, pod wodzą Romana Dmowskiego, w okresie rewolucji 1905 zawarła trwały sojusz z Kościołem katolickim. W tym też Brzozowski widział nową ostoję reakcji i utrwalenie polski dworkowej, tym razem szczególnie lojalnej wobec zaborcy, pozbawionej romantycznego insurekcjonizmu. Antypowstańcza postawa towarzyszyła Dmowskiemu już przed rewolucją 1905 roku. Był reprezentantem polski dworkowej, dbał o interes polskiego ziemiaństwa i drobnomieszczaństwa. Brzozowski uważał narodowych demokratów za zdecydowanie bardziej reakcyjnych niż polską burżuazję.

Dworkowy katolicyzm w czasach współczesnych

Krytyka dworkowego katolicyzmu zarówno Brzozowskiego, jak i Stachniuka nie traci na wartości. Dotychczasowe próby przełamania katolickiej harmonii socjalnej okazały się nietrwałe. Taką próbą była chociażby industrializacja Polski po II wojny światowej. Po upadku Polski Ludowej nastąpiła jednak fala klerykalizacji, mcdonaldyzacji i dezindustrializacji. Taka atmosfera społeczno-polityczna wykrystalizowała kolejną mutację dworkowego katolicyzmu, katolickiej harmonii socjalnej (dość niestabilnej, ale jednak…). Szlachecka skłonność do atomizacji realizuje się w młodym polskim społeczeństwie konsumpcyjnym. Największą świętością tego społeczeństwa jest święty spokój. Dość dobrze obrazuje to film Jagody Szelc Wieża. Jasny dzień.

W filmie Wieża. Jasny dzień mamy do czynienia z polską, odseparowaną od świata rodziną, a jednocześnie uznającą katolickie konwenanse, tj. świętowanie pierwszej komunii świętej „córki”. Wszystko w imię świętego spokoju. Powierzchowny katolicyzm, rozpowszechniony wśród Polaków, pozbawiony jest głębi chociażby twórczości Cypriana Kamila Norwida. Taki płytki, społeczny katolicyzm potępia Brzozowski.

Film nie zdradza klasowego położenia postaci. Możemy jedynie dowiedzieć się o tym, że pracują on-line. Bohaterowie wpisują się więc w post-produkcyjny krajobraz współczesnej Polski. Widzimy w nich intuicyjnie polską klasę średnią. W amerykańskiej terminologii termin ten ma obejmować wszystkich, którym się w miarę powodzi w życiu zawodowym. W takim rozumieniu jest to „klasa” nie w pełni w Polsce zmaterializowana, właściwie żyjąca na kredyt, przepełniona drobnomieszczańskim ideałem prywatnego urządzania się i skłonna do nad-konsumpcji.

Wieża. Jasny dzień nie jest filmem o adaptowanym na grunt polski american dream, ale o współczesnej mutacji dworkowego katolicyzmu, o polskim marazmie, o powierzchownym katolicyzmie, o tym, co krytykował Brzozowski w Legendzie Młodej Polski. Jednak w tym filmie elementem „kontestacyjnym” nie jest praca polskiego robotnika, tworzącego historię narodu, lecz biologiczna matka, która przyjechała na komunię swojej córki. Córka zaś nie wie, że to jest jej biologiczna matka. Życie rodzinne dla dobra dziecka i świętego spokoju „rodziny” oparte jest na kłamstwie. Izolowana od świata rodzina nie chce się konfrontować z traumami przeszłości i z prawdą. O ile polski dworek szlachecki XIX-wieku lubował się w narodowej martyrologii i tym usprawiedliwiał swoją bezproduktywność, to w filmie Wieża. Jasny dzień cierpienie nie wykracza poza zaburzone ognisko domowe. Narodu tu nie ma. Tragedia dotyczy izolowanych jednostek.

W Wieży sielanka życia wiejskiego kontrastuje z gotycką aurą, skrywaną diabolicznością. To film obyczajowy z elementami horroru, stanowiący krytykę hipokryzji, towarzyszącej współczesnej rodzinnej sielance. Polska rodzina przedstawiona w tym filmie żyje poza historią. Mamy dość tendencyjne nawiązanie do Nocy żywych trupów George’a Romero, co wyraźnie pokazuje, że mamy do czynienia z kontestacją tego modelu społecznego. Powyższy film ukazuje tylko fragment współczesnej mutacji katolickiej harmonii socjalnej i dworkowego katolicyzmu, jednak dość istotny.

Obecna katolicka harmonia socjalna jest nie tylko całkiem wyprana z idei, a właściwie przesiąknięta jałowym duchem klasy średniej. Mamy również do czynienia, pomimo spadku czytelnictwa, z Polską sienkiewiczowską rodem z XIX-wieku. Wzrasta zainteresowanie husarią i poczucie wyjątkowości polskiego narodu. Potomkowie chłopów, którzy dostali ziemie w wyniku reformy rolnej, czują się często potomkami magnatów. Polska szlachecka jawi się szerokim rzeszom drobnomieszczaństwa i lumpenproletariatu czasami świetności Polski. Szlacheckie mity uzupełniają współczesną rzeczywistość polskiego mało-produkcyjnego kapitalizmu. Atrybuty polskości są elementem popkultury i dobrami konsumenckimi. Tak akcentowany społeczny katolicyzm wydaje się dość żywotny, może nawet chce wyjść poza dworkowy komfort. Czy wyjdzie jednak poza machanie szabelką? To przydatny może być Gombrowicz.

Grafika: kadr z filmu Wieża. Jasny dzień.

Przypisy

  1. Kazimierz Kelles-Krauz, Kilka głównych zasad rozwoju sztuki, [w:] Kazimierz Kelles-Krauz, Marksizm a socjologia. Wybór pism, Warszawa 2014, s. 190-191.

Bibliografia

  1. Stanisław Brzozowski, Legenda Młodej Polski, Wolne lektury [dostęp: 28.04.2018]
  2. Kazimierz Kelles-Krauz, Marksizm a socjologia. Wybór pism, Warszawa 2014.
  3. Karl Marks, W kwestii żydowskiej, [w:] Karl Marks, Fryderyk Engels, Dzieła Wszystkie, tom I, s. 420-458, Warszawa 1962.
  4. „W kwestii żydowskiej” – online [dostęp: 19.05.2018]
  5. Jan Stachniuk, Dzieje bez dziejów. Teoria rozwoju wewnętrznego Polski, Wrocław 1990.

Cyprian Kraszewski (ur. 1993) – Magister filozofii i kulturoznawca; studiował na Uniwersytecie Gdańskim; członek DKF „Miłość Blondynki” na UG oraz Fundacji Humanity Plus Philosophy; publicysta internetowy i działacz społeczny; współtwórca industrialno-punkowego projektu Falanster.


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: