Peru i filozofia

Tytuł tekstu nawiązuje do sympatycznej serii książek, które parę lat temu trafiły na polski rynek wydawniczy. Dostaliśmy nawet do recenzji kopię Herosów i filozofii. Książki, która ocali ten świat. Widziałem też pozycje o Batmanie, Harrym Potterze oraz o popularnych serialach – Grze o tron i House of Cards. Wspominam o tym, bo pomysł na tekst o podróży do Peru w jakimś sensie nawiązuje do tych publikacji. Typowa pozycja z tej serii bierze na warsztat dane dzieło kultury, zapraszając do jego omówienia różnych myślicieli, filozofów, socjologów. Powstaje eklektyczny przegląd ujęć, dajmy na to, o Batmanie w świetle współczesnych dylematów etycznych, egzystencjalizmu czy taoizmu. My przyjrzymy się Peru w ujęciu kulturowym i historycznym, skupiając uwagę na czterech zagadnieniach: globalizacji, historycznych systemach politycznych, synkretycznej religijności oraz doświadczeniu alternatywnych stanów świadomości.

Do Peru trafiłem parę lat temu, w okresie sprzed pandemii i lockdownu. Prowadzę listę z tematami tekstów, które warto napisać – ten figuruje na niej od dawna. Lubię podróżować i zebrałem sporo zagranicznych doświadczeń, ale tylko w przypadku Peru miałem wrażenie, że może z tego powstać coś wartościowego. Ostatecznie, jeśli weźmiemy pod uwagę popularność zagranicznych kurortów, to tekst o Egipcie czy Krecie wydaje się równie pociągający intelektualnie, jak przemyślenia o wakacjach nad Bałtykiem czy w Tatrach. Ameryka Południowa chyba nadal stanowi obszar mało w Polsce znany i obecny, pomijając może takie klisze kulturowe, jak argentyński futbol czy brazylijski karnawał. Przyjrzymy się zatem Peru – z domieszką Boliwii, w której spędziłem tylko parę dni – kulturze na tyle obcej i słabo znanej, że, mam nadzieję, wyjdzie z tego coś intrygującego. Do dzieła.

Globalizacja i Coca-cola

Przyznaję, że jest coś nudnego w utyskiwaniu na jałowość globalnej kultury. Tak, proces homogenizacji nastąpił w stopniu znaczącym i tak, nawet jadąc do Peru można poczuć się „jak u siebie” i wyjątkowo swojsko, bo żyjemy w zglobalizowanym świecie. Najlepszym przykładem na to jest położona nad Pacyfikiem dzielnica Miraflores w stolicy kraju, Limie. To bogaty obszar, nieco kosmopolityczny, mocno przypominający bogatsze dzielnice Madrytu czy Lizbony. Znajdziemy tu wieżowce, centra handlowe, sklepy zagranicznych marek i spotkamy przedstawicieli peruwiańskiej klasy średniej, bo chyba tak można nazwać tę grupę społeczną. Są to ludzie wiodący zupełnie udane życie, całkiem majętni – pamiętam, że zaskoczył mnie fakt wysokości ich zarobków, spokojnie mogących konkurować z uposażeniem pracowników żyjących w Polsce. A ponieważ współczesne Peru jest państwem nieco mniej uregulowanym niż jego zachodnie odpowiedniki, oferującym niskie podatki i łatwy dostęp do taniej ziemi, to w Peru, podobno, całkiem łatwo uzyskać relatywnie wysoki standard życia. Tego typu układ polityczny ma oczywiście wady – moja raczej lewicowa wrażliwość polityczna sprawia, że z dużym sceptycyzmem podchodzę do świata państw o małej liczbie regulacji i niskich podatkach. To przepis na problemy społeczne, ale o tym może pomówimy później.

Teraz podążymy za tą wizją. Zatem jest we współczesnym Peru coś, co przypomina marzenie senne typowego libertarianina, a może jakąś wersję mitu Dzikiego Zachodu. Sprawa wygląda tak: regulacje państwowe, czyli system praw, norm i przepisów obowiązujący w Peru jest dokładną kopią ustawodawstwa państw zachodnich. „Na papierze” system peruwiański nie różni się więc specjalnie od systemów, z którymi codziennie się stykamy. Różnicą jest kultura polityczna – zapisy prawne istnieją, są jednak przestrzegane z dużą dozą dowolności. Tyczy się to zarówno skali mikro, jak wdrożenie norm i standardów sanitarnych, jakie mają obowiązywać w restauracjach, jak i skali makro, czyli systemu podatkowego, prawa regulującego zakup ziemi i tak dalej. Skoro regulacje są przestrzegane w mniejszym stopniu, to cały system polityczny przypomina wizję libertariańską, nawet w tej nieco humorystycznej wersji, z tezami w rodzaju „sanepid jest niepotrzebny – jeśli klienci danej restauracji będą chorować i umierać po zjedzeniu posiłku, to wiadomo, że miejsce zyska złą sławę i upadnie, a zatem wolny rynek je zweryfikuje”. Standard życia mieszkańców Peru bywa wysoki, co może być argumentem za tym specyficznie rozumianym libertarianizmem, pokazuje bowiem, że tego typu rozwiązania polityczne mogą realnie działać. Trzeba do tej tezy dodać jednak wyraźne zastrzeżenie – dzielnica Miraflores i parę innych bogatych ośrodków miejskich z Peru nie oddają pełnego krajobrazu tego kraju. Z pewnością żyje tam wiele osób biednych, pozbawionych dostępu do kultury, dobrej edukacji czy nawet bieżącej wody. Trudno też zrozumieć obcą kulturę z perspektywy turysty – jestem przekonany, że wiele tez, które powyżej napisałem, ktoś może podważyć, stwierdzić, że badania socjologiczne czy ekonomiczne sugerują inny obraz tego kraju. Być może tak jest – w końcu to wrażenia z podróży i rozmów z jego mieszkańcami, a nie pogłębiona praca badawcza.

Ach, miałem też napisać coś o Coca-coli. Pierwsza ciekawostka: ten napój faktycznie różnie smakuje w różnych krajach. Zauważalnie odmienny poziom słodkości, sklepowa dostępność do innych wariantów. Jestem prawie pewny, że w Peru można było kupić Coca-colę w zielonym opakowaniu, wzbogaconą chyba o jakiś lokalny składnik. Nie wydaje mi się, żeby była to koka, która lata temu wyleciała ze składu tego popularnego napoju, a która nadal jest szeroko konsumowana w Peru. Nie można jej wywozić z kraju, ale na miejscu łatwo nabyć, także w postaci kolorowych cukierków. Wracając do Coca-coli – nadal mnie dziwi fakt, że można przebyć niemal całe Peru pijąc wyłącznie Coca-colę. Jest sprzedawana wszędzie – od marketów w wielkich miastach po przydrożne straganiki dla turystów. Zdecydowanie łatwiej kupić colę niż butelkowaną wodę czy alkohol. Zapewne istnieją górskie wioski odcięte od tego zachodniego napoju, ja ich jednak nie odwiedziłem. Coca-cola była wszechobecna, a to wszak jeden z emblematów globalizacji.

Średniowieczny socjalizm

Na start szybka uwaga: słowo „średniowieczny” dziwnie brzmi w kontekście przekraczającym geograficznie Europę, może z wyjątkiem obszaru Bliskiego Wschodu i Azji. Łatwo uwierzyć, że średniowieczna historia faktycznie rozgrywała się na terenie Brytanii czy Japonii, trudniej, że działa się także w Australii czy Peru. Chodzi mi naturalnie o „średniowiecze” jako ramy czasowe epoki, nie – formację kulturową związaną z feudalnym systemem politycznym i ideałami rycerstwa. Okres, o którym teraz chcę napisać parę akapitów, bywa nazywany czasem prekolumbijskim. Nie jest to zadowalające określenie – ślady pierwszego osadnictwa w Peru, w Hauca Prieta, sięgają dwunastu tysięcy lat przed naszą erą. Przy tak wielkiej rozpiętości czasowej należy uznać, że na obszarze dzisiejszego Peru musiało istnieć wiele historycznych kultur i form państwowości. Ich kolejne wersje i mutacje zapewne przejmowały rozwiązania form poprzednich. Najsłynniejszą z nich jest państwo Inków, które na arenie dziejów pojawia się późno, bo dopiero około XIII wieku.

Przyjrzymy się zatem ustrojowi politycznemu, jaki panował w państwie Inków. Często pisze się o „Imperium Inków”, a słowo „imperium” ma oddawać pewne cechy wzorcowe, jak dynamiczny rozwój terytorialny związany z militarnymi kampaniami. To pierwsza rzecz, którą warto mieć na uwadze. Kolejny aspekt – wydaje się, że państwowość Inków chyliła się ku upadkowi przed przybyciem hiszpańskich odkrywców. Trudno zatem uprawiać w tym wypadku prostą narrację w rodzaju „było świetnie, przybyli źli koloniści z Europy i doprowadzili ten raj do ruiny”. Widać, że system polityczny dawnego Peru okazał się chwiejny bez ingerencji zewnętrznej. Po trzecie, dane na temat tego ustroju są mocno niepewne i należy je traktować z dużym sceptycyzmem. Najlepszym sposobem na zobrazowanie tego twierdzenia jest przywołanie faktu, że populację imperium Inków szacuje się obecnie w przedziale od 4 do prawie 40 milionów mieszkańców. Mamy bardzo ograniczony dostęp do przekazów kulturowych z tego obszaru – brakuje czegoś w rodzaju europejskich kronik i literatury, dających wgląd w warunki życiowe dawnych mieszkańców. Piszę o tym wszystkim, bo chcę, aby kolejne tezy były umieszczone w odpowiednim kontekście: militarnej ekspansji Inków, nietrwałości ich instytucji publicznych, ponurej historii kolonialnych ingerencji zewnętrznych oraz braku wiarygodnych źródeł historycznych. To mocno osłabia tego typu argumenty historyczne, ale i tak są ciekawe, więc się im przyjrzymy.

Gotowi? No to jazda, wygląda na to, że w XIII i XIV wieku na obszarze współczesnego Peru panował działający system socjalistyczny. Tutaj oczywiście należy wprowadzić kolejne obostrzenia. Na ile europejskie słowo „socjalizm” w ogóle oddaje dynamikę tego ustroju politycznego? Trudno powiedzieć. Bez wątpienia Kapitał Karla Marksa – i szerzej: jego pisma – były inspirowany materiałem antropologicznym zebranym między innymi przez Lewisa Morgana. Teza o istnieniu tzw. komunizmu pierwotnego nawiązywała do XIX-wiecznej antropologii – na ile to była sensowna „nauka”, to dyskusja na inną okazję. Chcę tylko pokazać w tym miejscu, że sama teoria socjalizmu nie jest jednorodnie czy w sposób „czysty” europejska.

System panujący w państwie Inków miał pewne cechy socjalizmu – wydaje się, że to głównie państwo, tj. rodzaj administracji publicznej, zarządzało życiem ekonomicznym mieszkańców. Chodzi zwłaszcza o zarządzanie produkcją żywności, czyli o szeroko pojęte rolnictwo. Imperium Inków miało więc ustrój gospodarczy, który nazwalibyśmy dzisiaj centralnie planowanym. Państwo kontrolowało produkcję żywności, zapewniało bezpieczeństwo oraz nadzorowało większe projekty cywilizacyjne, np. budowę infrastruktury.

Mam „z tyłu głowy” kolejne zastrzeżenie, bo piszę o państwie Inków świeckim słownikiem europejskiej politologii i socjologii. Sądzę, że ten ustrój miał mocny odcień religijny, trudno mi też stwierdzić, na ile w ogóle można w przypadku takiej historycznej kultury używać określeń w rodzaju „administracja publiczna”. Wróćmy jednak do tezy – oto mamy historyczny przykład całkiem dobrze działającej gospodarki planowanej, czegoś w rodzaju inkaskiego socjalizmu. Z opracowań dowiedziałem się, że system ten był odpowiedzialny za udaną i efektywną produkcję żywności – klęski głodu miały być rzadkie w imperium Inków, co robi tym większe wrażenie, im wyższą wartość liczbową populacji przyjmiemy jako prawdziwą. Europa z problemem głodu borykała się bardzo długo, co pokazuje historyczną przewagę modelu politycznego z Ameryki Południowej – oczywiście uwzględniając wszystkie zastrzeżenia, o których pisałem powyżej oraz uzupełniając je twierdzeniem, że „przewaga” w tym wypadku jest niemal niemożliwa do oszacowania i porównania.

Na koniec tego fragmentu – mój drobny apel. To jest coś, o czym chętnie przeczytałbym lepszą literaturę, brzmi też jak świetny materiał do pogłębionych badań. Liczę, że może kogoś ten krótki opis socjalizmu z państwa Inków zainspiruje do dalszych poszukiwań. Może zresztą sam rozbuduję ten fragment w dłuższy tekst, uzupełniony o literaturę i bibliografię – tym razem chciałem tego uniknąć, bo to ma być przegląd rzeczy dających do myślenia, a nie akademickie dłubanie.

Synkretyczna religijność

Przechodzimy do kolejnej części tekstu. Teraz przyjrzymy się intrygującemu połączeniu katolicyzmu i miejscowych peruwiańskich wierzeń, do którego powstania przyczynili się europejscy misjonarze. Jeśli poprawnie udało mi się wykonać minimalne zadanie techniczne, to ten akapit tekstu poprzedza reprodukcja interesującego obrazu. Już wyjaśniam, o co tutaj chodzi. Podobny obraz widziałem w jednym z peruwiańskich kościołów katolickich – wydaje mi się, że zachowałem jego zdjęcie, lecz było ono ciemne i niezbyt dobrze wykadrowane. W zasobach Internetu nie znalazłem reprodukcji tego dzieła – cyfrowa wersja może po prostu jeszcze nie istnieć. Znalazłem za to prezentację, za którą odpowiada dr Mey-Yen Moriuchi o tytule Colonial to Contemporary Latin American Art. Powyższy obrazek cytuję za tym utworem, do którego przejrzenia zresztą zachęcam. Wydaje mi się, że pasuje tezy, którą zaraz wygłoszę.

Widzimy przykład peruwiańskiej sztuki religijnej z XVIII wieku. Główną zobrazowaną postacią jest Maryja Dziewica, Matka Boska. Warto przyjrzeć się andyjskim krajobrazom, a także dwóm zaskakującym detalom. Po pierwsze, kształt figury Maryi przypomina trójkąt – co jest raczej nietypowym sposobem obrazowania. Po drugie, zadziwiać mogą proporcje tej postaci – w tle widać miasto, rzekę, jakieś góry, Maryja jest kolosalna, ewidentnie góruje nad całym przedstawieniem. To też słowo klucz, „góruje”, bo, jak się okazuje, w procesie adaptacji katolicyzmu do wymogów lokalnej kultury postać Matki Boskiej została utożsamiona z figurą ważną w tradycyjnej religijności peruwiańskiej – boginką, z którą związana jest także „święta góra”. Peruwiańskie przedstawienie Matki Boskiej zawiera więc cechy obu postaci – wersji europejskiej, która przypłynęła wraz z hiszpańskimi kolonizatorami – oraz wersji lokalnej, związanej z pewną górą. Dla osoby, która zna pokrętne losy symboliki chrześcijańskiej nie ma pewnie w tym fakcie nic zaskakującego. Już wczesne greckie przedstawienia Chrystusa nawiązywały do wizerunku boga Apolla, a symbolika kolejnych politeistycznych religii była wcielana do obrządku chrześcijańskiego wraz z wchłanianiem kolejnych kultur. Można pewnie nawet twierdzić, że samo chrześcijaństwo jest z istoty synkretyczną religią, łączącą elementy judaizmu, kultu egipskiego i innych wyznań z obszaru antycznego Bliskiego Wschodu.

Adaptacja symboliki peruwiańskiej jest więc jedynie kolejnym wzbogaceniem szerszego nurtu religijnego. Przykład jest dla mnie interesujący o tyle, że jest w tej peruwiańskiej Maryi coś ewidentnie obcego, co sprawia, że lokalny peruwiański katolicyzm przypomina jakby nieco inną religię, jedynie zbliżoną do obrządku polskiego.

Dość ciekawa jest także historia chrystianizacji Peru. Jej pierwsza fala była taka, jak pewnie możemy się spodziewać – to próba agresywnego zniszczenia lokalnych kultów i tradycji, narzucenia kultu nowych bóstw, formalnej władzy katolickiej Hiszpanii i nieco bardziej egzotycznego Watykanu – kolonialne opowieści są raczej dobrze znane. O ile dobrze rzecz zrozumiałem, to tego typu polityka religijna okazała się spektakularnym fiaskiem. Dopiero podejście zreformowane, które programowo zachęcało do włączenia w obrządek i symbolikę wątków religijności lokalnej, pozwoliło katolicyzmowi zdobyć serca i umysły mieszkańców Peru. Oczywiście, sama idea chrystianizacji budzi we mnie mocno mieszane uczucia, sądzę jednak, że warto chwalić historyczne przykłady, które wydają się bardziej moralne i lepiej reprezentujące humanistyczny ideał. Włączenie do katolicyzmu lokalnych wierzeń na obszarze Peru należy do zbioru takich pozytywnych przykładów.

Alternatywne stany świadomości

Skoro mamy „na tapecie” Peru i wątki filozoficzne, to zapewne wypada powiedzieć parę słów o specyfiku o nazwie Ayahuasca. Dodaję naturalnie, że celem tego tekstu jest popularyzacja refleksji filozoficznej, nie – przyjmowania narkotyków czy szerzej: substancji zmieniających świadomość. Podejmowanie tego typu aktywności raczej odradzam, mam też świadomość, że istnieje ważne pole terapeutycznej aplikacji tych środków, microdosing oraz że trudno jest sformułować dobrą argumentację przeciwko użyciu o charakterze hedonistycznym.

O samym specyfiku nie mam ochoty szerzej pisać w tym tekście. Zachęcam do lektury książki Ayahuasca: święte pnącze duchów pod redakcją Ralpha Metznera, w Polsce wydanej przez Okulturę. To tyle o substancji.

Czym się zatem zajmiemy? Napiszę parę słów o wartości dla refleksji filozoficznej doświadczeń wywoływanych przez tego typu środki. Ze dwa lata temu, na tych łamach pisałem o psychodelicznej fenomenologii reprezentowanej przez osobę Petera Sjöstedta-H. Jego stanowisko jest wyraźne i ostre, co ma walory dyskusyjne – twierdzi, że doświadczenie psychodeliczne pozwoli nam na przerzucenie mostu nad intelektualną przepaścią, jaka współcześnie dzieli fizykę oraz psychologię. Myślę, że stan wyjściowy tych nauk jest tu dobrze rozpoznany. Faktycznie, jeśli poznajemy obraz świata kreowany przez współczesną fizykę, to wydaje się on obcy, dziwaczny i osobliwy, bardzo odległy od świata współczesnej psychologii, w jej różnych przejawach. Jeśli coś łączy współczesną psychoanalizę i eksperymentalną psychologię, to niemal równa odległość od świata fizykalnego traktowanego serio. Trudno nawet wyobrazić sobie, jak mogłaby wyglądać jakaś teoria unifikacyjna. Peter Sjöstedt-H szuka jej na gruncie panpsychizmu inspirowanego doświadczeniami psychodelicznymi i klasycznymi systemami zachodniej filozofii. To ciekawy projekt badawczy.

Panpsychizm od lat budzi moją sympatię, zachowuję jednak zdecydowanie większy sceptycyzm, jeśli chodzi o poznawczą wartość doświadczeń psychodelicznych. Bez wątpienia są ciekawe z punktu widzenia narracji subiektywnej, eksploracji własnego umysłu, nieświadomości, nawyków myślowych. Bardzo trudno jednak moim zdaniem przełożyć te doświadczenia na „trzeźwą” argumentację filozoficzną. Nie bardzo wiadomo, jakich tez dowodzą, czy dostarczają na ich poparcie jakiegoś typu wglądu czy doświadczenia wewnętrznego.

Na zamknięcie tych rozważań – oto moja lista paru wątków i teorii, na które środki zmieniające świadomość wydają się rzucać nowe światło. Po pierwsze – koncepcja czasu, relacja między czasem a świadomością – ewidentnie dzieje się tu coś dziwnego, trudnego do wyjaśnienia. Po drugie – narzuca się moim zdaniem jakiś wariant stanowiska antyrealistycznego w epistemologii, tj. teza, że obraz świata, którego doświadczamy na co dzień jest w większym stopniu konstrukcją samego umysłu niż bezpośrednim odwzorowaniem jakichś zewnętrznych, obiektywnych przedmiotów. Po trzecie – geneza religii, wydaje się, że źródłem wielu religii mogą być doświadczenia odmiennych stanów świadomości. Nie chcę rozstrzygać, jaki poziom ontologiczny te doświadczenia reprezentują – czy są to przejawy aktywności zewnętrznych bóstw, sił psychiki czy chaosu zderegulowanej chemii mózgu.

Na tym kończy się nasz przegląd. Podróż do Peru wspominam z radością, myślę, że do wątków, które tu poruszyłem, jeszcze kiedyś wrócę.


Opublikowano

w

,

przez