O normatywności życia i konsekwencjach założeń na przykładzie kryterium aktywności elektrycznej mózgu, czyli od jakiej strony powinniśmy zabierać się za temat aborcji

Za tekst odpowiada Mikołaj Kotuła, kognitywista z wykształcenia, z przekonania krytyk kognitywistyki i filozofii umysłu.

Któż jest bardziej kompetentny, by mówić o embriogenezie niż embriolog? Któż jest bardziej kompetentny niż bioetyk, by mówić o wartości moralnej życia? W Polsce? Ksiądz – teolog, polityk – historyk, publicysta – dziennikarz, celebryta – nikt. Cytując klasyka – “To jest dramat”. Debata publiczna wokół aborcji od lat przybiera formę groteskowego, infantylnego pochodu nieuków, przedstawiających argumenty o sile rażenia kapiszonów. Twierdzenia i obserwacje, o przenikliwości fal radiowych, padające z ust cynicznych ministeriałów, nadętych kapłanów i zwykłych ludzi, niezmiennie wprawiają mnie w zachwyt nad ludzką nieumiejętnością rzetelnej analizy faktów i wiedzy. Przyjrzyjmy się jednak aborcji rzetelnie… To oczywiście żart – na przestrzeni paru stron jest to niemożliwe. Poruszę jedynie bardzo wąski, ale konstytutywny wycinek zagadnienia. Tekst dotyczy bioetyki, a więc w istotnym stopniu opiera się na ścisłej wiedzy biologicznej – warto mieć to na uwadze.

Dwa znaczenia terminu “człowiek”

Już u samych podstaw zagadnienia mamy do czynienia ze źródłem większości nieporozumień. Ktoś, kto bowiem nie zna kategorii deskryptywności i normatywności, może ulec poglądowi, jakoby istnienie organizmu ludzkiego równe było istnieniu osoby ludzkiej. Ten quasi-dualistyczny podział ma w etyce uzasadnienie ze względu na własności, jakie przypisujemy tym dwóm ujęciom człowieka, nie zaś ze względu na jakiś stan faktyczny, w którym istnieje jakaś substancja osobowa. Deskryptywne (opisowe) rozumienie człowieka odnosi się do powłoki biologicznej z gatunku homo sapiens – organizmu ludzkiego. To ujęcie przypisuje więc człowiekowi własności czysto fizyczne i biologiczne.

Natomiast normatywne (moralne) rozumienie człowieka odnosi się do osoby ludzkiej, a więc zdolności do odczuwania bólu, cierpienia, doznawania uczuć, czyli przede wszystkim – świadomości. To ujęcie przypisuje człowiekowi własność bycia świadomym – w efekcie: odczuwania i doznawania.

Te dwie perspektywy nie są ze sobą tożsame, gdyż warunki zaistnienia i istnienia człowieka w sensie opisowym są różne od warunków zaistnienia i istnienia człowieka w sensie moralnym. By mówić o tym pierwszym, wystarczy organizm ludzki na etapie co najmniej płodu[1], natomiast by mówić o drugim potrzeba czegoś więcej. Skądinąd wiemy, że świadomość i umysł nie są własnościami przynależącymi wątrobie lub nawet samej strukturze mózgu. Do pojawienia się tych fenomenów niezbędny jest nie tylko dostatecznie rozwinięty układ nerwowy, ale i jego aktywność bioelektryczna, a nawet aktywność konkretnych jego obszarów… ba – specyficzny rodzaj aktywności konkretnych obszarów. W sytuacji, w której jej nie ma – nie ma powodów do sądzenia, iż zachodzi jakakolwiek aktywność mentalna. Oczywiście, z perspektywy dualizmu mind-body można by to negować, ale stanowiska dualistyczne nie zachowują minimalnej powagi niezbędnej do poważnego traktowania w bioetyce, więc nie mam zamiaru poświęcać im nawet sekundy więcej.

Gdy ma miejsce aktywność elektryczna mózgu (interesuje nas głównie aktywność korowa), to w stanie przytomności obserwujemy zachowania świadczące o posiadaniu wszelkich własności przynależnych osobie, ergo: bycia podmiotem moralnym. Gdy nie zachodzi aktywność elektryczna mózgu, to nic nie obserwujemy, ale nie dlatego, że pacjent jest nieprzytomny lub tkwi w śpiączce, tylko dlatego, że jest martwy. Są jednak sytuacje, gdy pacjent mimo zniszczonych i nieaktywnych struktur odpowiedzialnych za świadomość, potrafi reagować na bodźce w stopniu budzącym wątpliwości co do jego faktycznej śmierci. Istnieje jednak proste wytłumaczenie tego fenomenu – kompleks ruchowy znajdujący się u szczytu mózgu, może wydawać dyspozycje ruchowe mięśniom ciała bez udziału jakiejkolwiek świadomości (więcej o tym zagadnieniu w rozdziale “Konsekwencje”). Jednak kluczowym obszarem odpowiedzialnym za fizjologicznie bazowe reakcje behawioralne organizmu (mruganie, żucie, połykanie czy kichanie) jest pień mózgu. To ewolucyjnie najstarsza struktura mózgowia, która obumiera jako ostatnia w przypadkach takich jak niedotlenienie mózgu i zwyczajnie pełni swoją funkcję pomimo tego, że wyższe partie mózgu mogą być całkowicie już zdegenerowane.

Dzięki trwającym dekady badaniom nad mózgiem (m.in. operacjom na mózgu przy zachowaniu przytomności pacjenta) wiemy, że wszelkie wrażenia i emocje, których doświadczamy, są w całości aktywnością mózgu, a więc wszystko to, co sprawia, że możemy w ogóle operować w kategoriach zła i dobra, jest czymś tak trywialnym, jak zaburzenia potencjału elektrycznego błony neuronów. Podkreślam to tak dobitnie nie tylko z powodu perwersyjnej przyjemności “de-antropocentryzacji” człowieka, ale również po to, by wybrzmiały podstawowe fakty i związany z nimi podział.

Symetryczność śmierci osoby i jej niezaistnienia

Parafrazując pewien eksperyment myślowy załóżmy, że w wyniku nieszczęśliwych wydarzeń walec rozjeżdża człowiekowi głowę. Na całe szczęście w pobliżu byli ratownicy, którzy podłączają jego ciało do aparatury podtrzymującej życie. Organizm może w ten sposób funkcjonować przez dekady, ale ponieważ bezpowrotnemu zniszczeniu uległy wszystkie te obszary mózgu, które były odpowiedzialne za pamięć, świadomość i wyższe funkcje poznawcze, to już nigdy nie będzie świadomy czegokolwiek – nigdy już niczego nie doświadczy ani nie poczuje.

W takiej sytuacji uważamy, że ów człowiek poniósł śmierć. Jego ciało żyje, owszem, ale to jest życie rośliny – mówimy. Tej osoby już nie ma. Widzimy więc, że bezpowrotna utrata pewnych funkcji, realizowanych przez określone struktury mózgu, skutkuje nawet w potocznej percepcji faktyczną śmiercią człowieka, związaną z tym, że już nigdy nie będzie świadomy.

Sam fakt funkcjonowania organów, przepływu krwi, oddychania i pracy komórek nie jest w tej sytuacji wystarczającym powodem do uznania, iż mamy do czynienia z żywą osobą. Jeśli tak, to nic nie stoi na przeszkodzie, by odłączyć ciało od respiratora, gdyż czyniąc to nikogo de facto nie krzywdzimy, ani tym bardziej nie mordujemy jako, że osoba, którą moglibyśmy skrzywdzić lub zamordować, już dawno przestała istnieć.

Jest to przykład jaskrawy, ale zasadniczo nie różni się od każdego innego w którym dochodzi do bezpowrotnej degeneracji wyższych obszarów mózgu.

Niekiedy słyszymy w mediach, że gdzieś na “Zachodzie” odłączono od respiratora jakiegoś człowieka, który trwał w stanie wegetatywnym od dekad. Głosów oburzenia nie ma końca – “lekarze mordercy!”, słyszymy, “cywilizacja śmierci!”. Opinia publiczna ignoruje jednak fakt, że do odłączenia dochodzi wtedy, gdy prawdopodobieństwo graniczy z pewnością, że ten człowiek nigdy już nie będzie świadomy czegokolwiek, ponieważ skala zniszczeń struktur korowych mózgu jest tak duża, że nie jest możliwe, by doszło do ich regeneracji w jakimkolwiek czasie. I choćby ostały się nienaruszone obszary odpowiedzialne za bazową aktywność motoryczną, skutkiem czego byłyby nieskładne ruchy oczami, rękoma, a nawet fałdami głosowymi, to nie zmienia to faktu, że osoba ta już nie istnieje. Decyzja o odłączeniu ciała od respiratora jest więc moralnie neutralna.

Symetria między opisanymi historiami a sytuacją płodu w stanie prenatalnym jest kontrowersyjna, ale logicznie nieunikniona. Jeśli godzimy się z wnioskiem wysnutym z powyższych przykładów, to musimy w konsekwencji uważać, iż płód nie jest osobą ludzką i nie przysługuje mu wartość moralna. Jeśli bowiem akceptujemy odłączenie od respiratora ciała człowieka, którego mózg został zmiażdżony przez walec, to znaczy, że za przesłankę wystarczającą do utraty wartości moralnej przez człowieka, uważamy zanik własności koniecznej i wystarczającej do nabycia wartości moralnej.

By jednak dostrzec wyraźniej symetrię między płodem a człowiekiem w stanie wegetatywnym, przedstawię krótki schemat rozumowania:

  1. Jeżeli P jest takie samo jak R, którego posiadanie stanowi warunek konieczny Z,
  2. oraz jeśli P jest E,
  3. to E jest warunkiem koniecznym Z.

A teraz podstawmy[2].

  1. Jeżeli własność, której trwała i nieodwracalna utrata powoduje śmierć istoty ludzkiej, jest taka sama jak własność, której posiadanie stanowi konieczny warunek życia,
  2. i jeśli własnością, której trwała i nieodwracalna utrata powoduje śmierć istoty ludzkiej, jest elektryczna aktywność jej mózgu,
  3. to posiadanie elektrycznie aktywnego mózgu jest koniecznym warunkiem życia istoty ludzkiej.

Oraz:

  1. Jeśli własność, której trwała i nieodwracalna utrata przez jednostkę ludzką  powoduje brak moralnej ochrony jej życia, jest taka sama jak własność, której posiadanie stanowi konieczny warunek istnienia takiej ochrony.
  2. i jeśli własnością, której nieodwracalna i trwała utrata powoduje brak moralnej ochrony jej życia, jest elektryczna aktywność mózgu,
  3. to posiadanie elektrycznie aktywnego mózgu jest warunkiem koniecznym moralnej ochrony ludzkiego życia.

Jeśli więc uważamy, iż bezpowrotna utrata aktywności elektrycznej mózgu jest wystarczającą przesłanką za orzeknięciem o śmierci człowieka, to musimy w konsekwencji uważać, że jej nieposiadanie w przypadku płodu jest wystarczającym powodem do nieuznawania jego życia za moralnie wartościowe.

Możemy tak nie uważać, jasne. Ale wtedy trzeba stawić czoło konsekwencjom.

Ktoś mógłby powiedzieć, że tą kluczową własnością konieczną do wartości moralnej jest unikatowe DNA. W takiej sytuacji musi uważać, że życie nabiera wartości w chwili, gdy wchodzi w posiadanie unikatowego DNA, a więc w procesie formowania się zygoty, a zatraca tę wartość gdy… no właśnie – traci unikatowe DNA? To jest absurd, ale przynajmniej zachowuje koherentność poglądów. Przyjęcie innej własności, której utrata równa się śmierci człowieka, powoduje sprzeczność.

Konsekwencje

Czynności elektryczne mózgu są bardzo dynamiczne i zmienne. Co ciekawe, a oczywiste, wzorce aktywności 30-tygodniowego płodu będą inne niż wzorce 6-letniego dziecka, a te z kolei inne od wzorców 20-letniej osoby. Badania pokazują, że typowy kształt elektroencefalogramu dla danej osoby normalizuje się w okolicach ósmego roku życia. Cóż to znaczy? Trudno powiedzieć – ewolucja wzorców aktywności mózgu może być związana z rozwojem form proto-świadomości i proto-umysłu do form, w której byt postnatalny w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że stanowi jakieś indywiduum. Zaobserwowano jednak coś intrygującego. Otóż od pojawienia się po raz pierwszy fal mózgowych, czyli od okresu 18-24 tygodnia, do 33 tygodnia ciąży, rejestruje się trwające od kilku sekund do nawet kilku minut przerwy w aktywności elektrycznej. Owa cisza na wykresie EEG nie różni się niczym od ciszy wywołanej brakiem aktywności martwego mózgu. O ustabilizowaniu się i ciągłości wykresu EEG można mówić dopiero w późniejszym okresie. Ma to pewne subtelne znaczenie dla tematu aborcji, bo może sugerować, że człowiek staje się osobą de facto jeszcze później niż okres 18-24 tygodnia ciąży, a sama aktywność bioelektryczna nie musi być równoznaczna z byciem osobą. Wiemy bowiem, że mózg jest w stanie percypować bez udziału jakiejkolwiek świadomości, jednak przy zachowaniu aktywności korowej. Istnieją różne poziomy przetwarzania informacji zmysłowych i podczas późnego stadium prenatalnego może być tak, że płód wciąż funkcjonuje bardziej jak roślina.

Zasadniczo, choć może to zdziwić i zszokować, przez długi czas nie było przekonujących dowodów na to, że noworodki są świadome. Znamy bowiem zespoły chorobowe występujące u dorosłych ludzi (np. ślepota mimo widzenia), które powodują, że są ślepi na jedno oko, ale czynności, które wykonują, świadczą o tym, że ich mózg wie, co się w strefie ślepoty znajduje! Noworodek więc może zachowywać się w sposób, w który się zachowuje bez udziału jakiejkolwiek świadomości. Receptory rejestrują bowiem bodźce i przekazują do kory mózgu, gdzie są przetwarzane na najniższych poziomach – w efekcie, do kory czołowej trafiają topornie przetworzone informacje. Następne na tej podstawie kora ruchowa wydaje dyspozycje ruchowe, co skutkuje niezgrabnymi i słabo skoordynowanymi ruchami – jakie zwykle wykonują noworodki oraz… osoby dotknięte wspomnianym rodzajem zaburzeń. Niektórzy filozofowie, tacy jak np. Peter Singer, stawiali w związku z tym tezy, że dzieciobójstwo nie jest zasadniczo niczym moralnie zdrożnym. Widzimy więc, że sprawy się komplikują. Choć ostatecznie zdobyto przekonujące dowody na to, że 5-miesięczne dzieci mają świadome doświadczenia, to wciąż nie ma silnych dowodów na to, że mają je dzieci w trzecim trymestrze ciąży, a nawet tuż po urodzeniu. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, wymaga od nas doprecyzowania, o jaki schemat aktywności i jakich obszarów mózgu nam chodzi przy ustalaniu warunków normatywności, gdyż mogą nam wyjść bardzo różne granice.

Epilog

Poglądy mają to do siebie, że istnieją ich logiczne następstwa, które da się wyprowadzić na drodze rozumowania. Przyjęcie sensownego kryterium wydaje się więc bardzo trudne i takie też jest. Jednak nie popadajmy w przesadę. Ludzie mają często przekonanie, że jeśli jakiś temat jest bardzo skomplikowany, to nie da się przedstawić rozwiązań lepiej uzasadnionych niż inne. Jednocześnie, orzekając o skomplikowaniu, zazwyczaj upraszczają tak, że gubi się treść zagadnienia czy argumentów. Tymczasem jakość poglądów i argumentacji można poddać obiektywnej ocenie wg kryteriów czysto logicznych takich, jak spójność, poprawność wnioskowań, czy też wg kryteriów merytorycznych, lub przy użyciu analizy konsekwencji badać, jakie są ich następstwa.

Aktywność bioelektryczna mózgu jest najpowszechniej występującym kryterium wartości moralnej (przy czym wyróżnia się trzy jego rodzaje w prawodawstwach – aktywność całego mózgu, pnia mózgu lub wyższego mózgu), które równocześnie i zgodnie z zasadą symetryczności, służy też do orzekania o śmierci człowieka. Polskie prawo w tej kwestii pozostaje nie tylko niespójne, ale i absurdalne.

Przyjrzyjmy się kluczowemu fragmentowi obwieszczenia ministra zdrowia z dnia 17 lipca 2007 r. w sprawie kryteriów i sposobu stwierdzenia trwałego, nieodwracalnego ustania czynności mózgu:

“Zdysocjowany charakter zjawiska ujawnia się w sposób szczególny w sytuacjach, w których śmierć objęła już mózg, podczas gdy krążenie krwi jest jeszcze zachowane. W tych przypadkach to stan mózgu determinuje życie lub śmierć człowieka. W większości przypadków klinicznych obrzęk mózgu wynikający z jego uszkodzenia narasta od strony przestrzeni nadnamiotowej, a pień mózgu umiera jako ostatnia jego część. W takich sytuacjach czynnikiem kwalifikującym śmierć mózgu jest nieodwracalny brak funkcji pnia mózgu.”

Natomiast art. 1 ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, stwierdza:

“1. Każda istota ludzka ma od chwili poczęcia przyrodzone prawo do życia.

2. Życie i zdrowie dziecka od chwili poczęcia pozostają pod ochroną prawa.”

Prawo polskie więc nie tylko nie odróżnia w żaden sposób kategorii normatywności i deskryptywności, to jeszcze zygotę uważa za dziecko i pozostaje całkowicie niespójne z kryterium śmierci.

Bibliografia

  • Anderson C. i in., The EEG of the early premature, Electroencephalography and Clinical Neurophysiology 1985
  • Dehaene S., Consciousness and the Brain: Deciphering How the Brain Codes Our Thoughts, Viking Press 2014
  • Jaśkowski P., Neuronauka Poznawcza. Jak mózg tworzy umysł?, Vizja Press 2009
  • Rutkowski M., Kiedy powstaje istota ludzka? Aborcja i doświadczenia na zarodkach, UNIVERSITAS, Kraków 2011
  • Tooley M., Abortion and Infanticide, New York 1985

Przypisy

[1] Ani zygota, ani zarodek ludzki nie jest uważany za człowieka w sensie nawet deskryptywnym. Głównie dlatego, że własności, jakimi się cechują, nie pozwalają na przypisanie im wystarczającej i koniecznej integralności, którą stawiamy za warunek bycia organizmem. Blastomery powstałe po podziale zygoty stanowią raczej luźny zbiór komórek okolony cienką błoną, aniżeli coś co można nazwać indywiduum ludzkim.

[2] Przywołuję wiernie treść rozumowania przedstawionego w: Rutkowski M., Kiedy powstaje istota ludzka? Aborcja i doświadczenia na zarodkach, UNIVERSITAS, Kraków 2011, s. 112-113.

Mikołaj Kotuła (ur. 1996) – Kognitywista z wykształcenia. Z przekonania krytyk kognitywistyki i filozofii umysłu, jednak ani filozof, ani naukowiec – może post-filozof? Zwolennik eutanazji anachronicznych pojęć. Zazwyczaj bardzo szybko przestaje się zgadzać z tym co pisze i mówi – niestety po fakcie.


Opublikowano

w

,

przez