Dlaczego Dilthey „zabił” lekcje języka polskiego

Za tekst odpowiada Mateusz Zieliński, absolwent filozofii.

Tym razem mamy dla was coś nietypowego: tekst o teorii Wilhelma Diltheya napisany w formie dialogu. Co więcej, jest to dialog sądowy, na tezy Diltheya pada cień oskarżenia. Łatwiej to pewnie uchwycić „na żywo” niż przybliżyć w kolejnych zdaniach opisu, więc – bez dalszych wyjaśnień – zapraszamy do lektury oskarżenia.

Oskarżenie

Sędzia – Rozum jest tym, co wyróżnia człowieka na tle innych gatunków. Nie samo jednak rozumu posiadanie – inne zwierzęta, czy nawet rośliny, potrafią dokonywać podstawowych operacji logicznych, co każe sądzić, iż również posiadają podobne władze. Dlatego też, to w jego niewyjaśnionym użyciu, a konkretniej – jak zauważył mistrz Heidegger – w samouświadomieniu ludzi o własnej śmiertelności należy doszukiwać się tego, co wyróżnia nasz gatunek. Nie powinna więc dziwić ludzka skłonność do poszukiwania sposobu na jak najlepsze spożytkowanie ograniczonej czasowo egzystencji. Zadawanie pytań i udzielanie na nie odpowiedzi zapewniło człowiekowi dominującą pozycję wśród zwierząt na Ziemi. Jednakże biada tym, którzy dostrzegając wiele potężnych zalet rozumu, zlekceważą ilość krzywd, które on wyrządzić może, nieodpowiednio użyty. Wszak wszelkie ustroje totalitarne, niewolnictwo, czy też śmierć Sokratesa z jego rozkazów była. To z ignorancji i zapomnienia o mrocznej stronie rozumu biorą się największe tragedie ludzkości! Dlatego też spotkaliśmy się tu dziś, aby oskarżyć Wilhelma Diltheya o nieumyślne spowodowanie zepsucia intelektualnego, poprzez obrzydzenie dorobku ludzkości swoją teorią hermeneutyczną, u licznych pokoleń Polaków. Głos zabierze teraz prokurator.

Życie

Prokurator – Wilhelmie Diltheyu, w pięknych słowach myśl swą ująłeś, sugerując, że teoria twa wszelkiemu życiu sekunduje. Co jednak dziwne, odmówiłeś kategorii życia zwierzętom oraz roślinom wokół nas, argumentując to brakiem siły twórczej, która to właśnie z życiem byłaby tożsama. Powiedziałeś ponadto, iż to ta właśnie moc jest głównym fundamentem, najważniejszym czynnikiem, gwarantującym trwałość społeczności gatunku ludzkiego. Pytam się zatem: dlaczego odmawiasz życia szympansom? Czyż one również nie gromadzą się w społeczności o własnych kastach, z podziałem obowiązków? Czyż nie są to zachowania podobne do ludzkich? Czy zatem twą jedyną obroną będzie zarzucenie, że nie potrafią wznosić budowli tak wspaniałych i doniosłych, jak nasze – ludzkie? Och, lecz cóż to za oburzenie dostrzegam! Nie o małpach, lecz o ludziach pragniesz rozprawiać! Sądzisz wszak, iż nie mają one psychiki i uczuć, ani podziału na trzy stany: czucia, woli i rozumu, nie mogą się więc z nami równać? Cóż, nie można karać za brak wiedzy… wróćmy do człowieka. Mówisz, że aby móc czytać dzieło kultury, trzeba wpierw poznać życiorys jego autora, bowiem na każdego człowieka wpływają minione zdarzenia, odciskając piętno na jego psychice, ucząc kolejnych umiejętności – a on sam poznaje świat przez pryzmat społeczności, z której się wywodzi. Zarazem jednak twierdzisz, że człowiek jest tego wszystkiego nieświadomy, więc dopiero następne pokolenia mogą zrozumieć dzieła przeszłości – i to znacznie lepiej niż ich autorzy. Odpowiedz zatem, jak my, ludzie, zniewoleni podobnymi kajdanami, zrozumieć mamy sytuację tego człowieka taką, jaką wtedy była? Czy stojąc tu dziś przed ławą oskarżonych, zapytany o Sofoklesa, gdy pisał Antygonę, jesteś w stanie z czystym moralnie sercem odpowiedzieć, że interpretacja jest dokładnie jedna, i to właśnie ty, swoimi metodami, dałeś radę jej dokonać? Zapewne wstaniesz i powiesz, iż tak właśnie jest, lecz my nie powiemy, czy ci wierzymy, czy nie. Jedynie Sofokles mógłby interpretację twą potwierdzić, lub jej zaprzeczyć, a jego z nami już nie ma. Tym samym twoja myśl po raz kolejny unika życia, oceniając twórcę dopiero wtedy, gdy ten już skona. Wreszcie, przechodzimy do historycyzmu, który niejako z poprzednim zarzutem się splata. Uważasz, że każdy człowiek uwikłany jest w historię, i że bez niej niemożliwym jest zrozumieć, co autor chciał wyrazić. Jak zatem skomentujesz Śmierć autora Rolanda Barthes’a? Czyż artysta nie tworzy, by utwór mógł trwać samoistnie? Cóż to za wyrodny ojciec, który chce, by jego własne dziecko na zawsze trwało zawieszone w jego sieci wpływów! Z drugiej zaś strony, co powiesz o tych szarlatanach, odkopujących przedwieczne mity, którzy to, z pełną pogardą do twórców tychże mitów, interpretują je kompletnie różnie od nich? Czyż według ciebie nie winno się tego nazwać gwałtem zadanym dziełu? A co z ich następcami, którzy tak już skrzywdzone twory myśli ludzkiej dalej bezczeszczą, swą jeszcze inną wizją? Jaką karę byś przewidział dla tych potworów!?

Dilthey – Dość już! dajcie mi choć cień obrony! Każdy światopogląd, który zdaje się autentyczny, powstaje przez samo tkwienie w byciu! Mają na niego wpływ trzy siły: intelekt, wola, czucie. Światopoglądy odbiorcy i autora dzieła będą się więc między sobą różnić, lecz nie wyklucza to zgoła możliwości dzieła zrozumienia. Nic bym takim „szarlatanom” nie zarzucił. Podkreśliłbym wręcz, że ich istnienie jest jak najbardziej pożądane. Albert Camus, odświeżając mit Syzyfa, jasno dał do zrozumienia, iż przemiany historyczne, jakich doświadczyła ludzkość, całkowicie zmieniły współczesny odbiór dawnej opowieści. Niemniej, nawet on nie nazywa swojej interpretacji jedynym słusznym rozumieniem mitu, lecz jedynie nowatorskim spojrzeniem, którego zaistnienie było możliwe dzięki procesowi historycznemu właśnie! Idąc dalej, domniemane pogłoski o śmierci autora są mocno przesadzone, bowiem autor, nieświadom tego, jak wydarzenia z przeszłości wpłynęły na niego, sam je umieści w swoim dziele. Gdy zatem, wedle mojej rady, spróbujemy odkopać te ukryte motywy, by je na powrót u nas pobudzić, to będziemy w stanie zrozumieć dzieło autora w całości. Jeśli więc Pan prokurator ma dostęp do biografii Sofoklesa, a przyszedłby człowiek, zdolny umarłych zza grobu wskrzeszać, to ręczę, iż mimo licznych interpretacji, to moja byłaby najpełniejsza i najprawdziwsza. Jak jeszcze raz zaznaczę – ja zdaję sobie sprawę z istnienia steru w głowie autora, o którym on sam nie ma pojęcia! Proszę jednak przejść do sedna oskarżenia.

Prawda

Prokurator – Dobrze, zatem przejdźmy do najważniejszych zarzutów w rozprawie. Nie jest tajemnicą, że twoja koncepcja od lat stanowi – w polskich szkołach – fundament interpretacyjny dla twórczości wszelakiej. Opierając się na niej, kluczem w interpretacji Słowackiego jest jego tęsknota za matką, a Norwid wielkim poetą był, nie dzięki swemu stylowi, czy wyprzedzeniu własnej epoki, lecz dzięki śmierci w przytułku dla bezdomnych. Idąc tym tropem, to nie dzieła i ich treść, czy też przekaz w nich zawarty, stanowi główny obiekt zainteresowań lekcji języka polskiego, jeno biografie. Z tego powodu młode polskie pokolenie, sól tej ziemi, miast po żyznej glebie wybitnego pisarstwa, depcze w pogardzie po skamielinach Hemingwaya, Mickiewicza, czy Gombrowicza. Nie dziwi mnie przeto ta postawa – ja sam nie czytam książki dlatego, że została napisana przez sławnego autora, żyjącego w ciekawych czasach, lecz dla samego właśnie, wspaniale spisanego, oddziałującego na wyobraźnię dzieła. Dlatego też twierdzę, że problemem twojej teorii jest jednoczesne odrzucenie wykładni obiektywnej, lecz przy tym dość dziwne założenie, że filozofia winna dotyczyć wszystkich sfer życia. Cóż jednak prawię! Przecież równie dobrze mogę rzec, iż to moc twórcza tyczy się wszystkich sfer życia! A pozwolę sobie spytać, gdzie tu moc twórcza, gdy jestem zmuszany do jedynie odtwarzania tego, co autor miał na myśli. Czy i ja nie jestem jednostką, czy i mnie nie winno przysługiwać prawo własnego myślenia i interpretowania tego, co czytam?!

Dilthey – Ależ prokuratorze, może Pan interpretować na swój subiektywny sposób, lecz to nigdy nie będzie tak pełna i prawdziwa interpretacja jak ta, którą ja proponuję. Wybitność dzieła może zostać z łatwością dostrzeżona przez osoby z tego samego okresu w dziejach, co ich autor, dlatego Platon by się Sofoklesem mógł zachwycać, lecz dla Hemingwaya…

Prokurator – Zatem oskarżony przyznaje wreszcie, że to jednak nie pełna interpretacja powoduje, że dzieło jest wybitne?

Dilthey – Panie prokuratorze, nie rozumiem, o jakiej wybitności rozmawiamy. Jeśli chce Pan czytać fragmenty i przez nie doszukiwać się cząsteczek wspaniałości, to ja Panu nie zabronię. Jest to jednak nic, w porównaniu do piękna, odkrytego dzięki zrozumieniu utworu w całości.

Prokurator – Czy więc to nie w całości leży problem, który wykańcza uczniów? Czyż sam utwór nie powstaje w konkretnym etapie życia, często z irracjonalnych pobudek, których nie sposób wytłumaczyć? Sam przeto Mickiewicz nie wiedział, czemu Mesjasz ma mieć numer czterdzieści i cztery… Powiesz mi, że analizując biografię odpowiesz i na to pytanie, lecz co z Biblią, pisaną palcem bożym? Co z dziełem tego, którego skończoność w żadnym stopniu się nie ima? Czy i jego byłbyś w stanie zrozumieć?

Dilthey – Prokuratorze, jesteśmy ludźmi, także o ludziach cały czas rozmawiajmy! Człowiek z natury jest skończony oraz śmiertelny, więc takie wynaturzenia można schować między baje.

Prokurator – Jednakże przy dzisiejszym postępie techniki możemy za niedługo zmienić człowieka w takiego, co już śmierci się nie skłoni, ani też emocje nie wezmą nad nim góry. Skoro stoimy na krawędzi takiego przełomu, czy nie uważasz, że ta koncepcja nagle przestaje dotykać człowieka? Lecz zatrzymajmy się w tym miejscu. Załóżmy, że koncepcja ta przetrwała w hermetycznym słoju, by po tysiącu lat na powrót ją zastosować. Czy samego wymyślenia metody nie będą dotyczyć te same wymagania? Czy ja, żyjący w świecie posthumanistycznym, będę ją rozumiał lepiej, niż ty sam? Czyż nie będę lepiej rozumiał człowieka, przestając już nim być? A może już dziś ja, prokurator z dwudziestego pierwszego wieku, oskarżający ciebie, dziewiętnastowiecznego myśliciela, rozumiem twą teorię znacznie lepiej, niż ty?!

Dilthey – Rozumiałbyś ją lepiej, gdybyś był z przyszłości, lecz tylko pod warunkiem, że nie przestałbyś być śmiertelnym, bowiem wtedy przestałbyś być człowiekiem, a moja teoria tyczy się tylko ludzi.

Prokurator – Podsumujmy zatem. Życie – to moc twórcza, a człowiek może w pełni zrozumieć dzieło tylko wtedy, gdy pozna historię jego twórcy. Załóżmy zatem hipotetyczną sytuację, jakoby w zaborze Pruskim uczono dzieci fałszu, że Polacy przegrali bitwę pod Grunwaldem. Załóżmy dalej, iż polska nie odzyskała niepodległości, a obecne pokolenie sięga po „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Zgodnie z Twoim założeniem, sięgają również po życiorys autora, lecz i on okazuje się być sfabrykowany. Skoro zakłamaliśmy główne wydarzenie z tamtej książki, to czemu by nie to? Tym samym, dziecko interpretuje powieść historyczną jako powieść fikcyjną, w której autor próbuje pogodzić się z tym, że Polska przestała być niepodległa, więc pisze alternatywną historię. Dochodzimy tutaj do sprzeczności, bowiem dziecko będzie święcie przekonane, iż zrozumiało Sienkiewicza. Twoja koncepcja rzeczywiście stoi blisko życia, lecz zamiast prowadzić je ku prawdzie, ułatwia mu wieczne trwanie w przestrzeni fałszu oraz mitu.

Wróćmy jednak do głównego powodu, dla którego się tu zebraliśmy. Twoja koncepcja hermeneutyczna powoduje, iż Niemcy, Polacy, czy Czesi, mimo spełnienia warunków twojej koncepcji, wciąż mogą różnie odczytywać ten sam utwór, ze względu na różne historie, w wyniku choćby propagandy, bądź różnie rozłożonych akcentów na poszczególne etapy życia artysty. Tym samym nie można powiedzieć, że udało ci się zrozumieć lepiej wizję twórcy, a jedynie własną reprezentację jego wizji, którą sam masz w głowie. Nie –prawdziwą, żywą osobę – lecz jej marną imitację, wytworzoną w twoim umyśle.

Podług ciebie, nie ma obiektywnych stałych, zatem głównym kreatorem tego, jak odbierać utwór, nie będzie Mickiewicz, czy Słowacki, a kornik, piszący ich uładzony życiorys! Nikt nie chce chodzić na lekcje języka polskiego, ani czytać lektur, bowiem nikt nie ma zamiaru żyć w fikcyjnym świecie twórczym. Z tego też powodu uważam, że równoważność pomiędzy życiem, a mocą twórczą, doskonale oddaje całą niedoskonałość teorii, bowiem w takim świecie doprawdy nie można żyć, a trzeba ciągle tworzyć! Obrazy, których ani my, ani nikt inny nie będzie w stanie zobaczyć…

Wyrok

Sędzia – A zatem mamy werdykt, wieńczący sprawę. Wilhelm Dilthey zostaje uznany za winnego stworzenia teorii radykalnie subiektywnej. Teorii zdolnej do trwałego tuszowania prawdy. Teorii, która zabiła bezpowrotnie pasję oraz chęci wielu młodych ludzi, pragnących poznawać dorobek ludzkości, lecz nie potrafiących przejść bez szkody przez utwardzony grunt jedynej słusznej interpretacji. Wreszcie teorii, która zamiast pozwolić ludziom czerpać z tego, co jest im współczesne, zmuszała ich do ciągłego powracania ku starym, przeżółkłym księgom. Wobec mnogości przewin, skazujemy Wilhelma Diltheya na siedemdziesiąt siedem tysięcy lat ciągłego czytania własnej biografii, aż wreszcie zrozumie samego siebie, lepiej niż on sam może siebie zrozumieć. Ponadto, potępiamy metodę Wilhelma Diltheya w obecnej formie, żądając natychmiastowego zaprzestania jej stosowania w placówkach oświaty. Nauka bowiem winna być jak człowiek – wciąż żywa, nie jednak żywa jako twórcza, lecz żywa, jako po prostu żywa.

Korekta i redakcja: Mateusz Pietrzak

Mateusz Zieliński (ur. 1998) – Wiecznie młody, męski, heteroseksualny, biały student z licencją na filozofowanie. Często Kantuje oraz Hume’uje. Szczęśliwy posiadacz wąsa. Fan drzew pszenicznych na Oliwie oraz typowy Janusz. Każdego psa nazywa Azor. Lubi lizaki.


Opublikowano

w

,

przez